MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

1. night-time fear

||
pięć miesięcy wcześniej
Co sobotnie wyjścia kończyły się dla niej zawsze tak samo: wypijała za dużo, a potem ledwo dostawała się do mieszkania, niejednokrotnie nie docierając nawet do sypialni. Zasypiała na sofie w salonie, ze znaczną częścią ciała na podłodze i budziła się z bólem dosłownie każdej jego części. A potem, zamiast nauczyć się na błędach, popełniała je po raz kolejny. Czuła jednak, że ta sobota będzie się różnić od pozostałych, bo chociaż weszła do klubu już jakiś czas temu, nadal piła pierwszego drinka. O dziwo, nie miała zupełnie ochoty na alkohol po kolacji, którą zjadła z przyjaciółmi, zanim tu przyszła. A normalnie pewnie miałaby na swoim koncie co najmniej trzy kolejki i lekki szum w głowie.
Tańczyła w tłumie spoconych ludzi, w jednym ze znanych klubów w Nowym Jorku. Musiała odreagować rozmowę z szefem z poprzedniego dnia. James oznajmił jej, że jeśli nie podszkoli się z zakresu historii sztuki, to ją wywali. Nie rozumiała zapotrzebowania na znajomość tych wszystkich dat, szczególnie że galeria zajmowała się przede wszystkim fotografią i sztuką współczesną, a ona pracowała tam niemal cztery lata i nikt nigdy takich rzeczy od niej nie wymagał. Ivy potrafiła wymienić laureatów nagrody Pulitzera, ale podać daty powstania najważniejszych obrazów było dla niej wyzwaniem. 
Zaledwie kilka minut wcześniej odstawiła kieliszek z drinkiem na stolik i wróciła na parkiet, żeby poocierać się o przystojnych facetów, licząc, że złe samopoczucie samo minie. Muzyka dudniła w całym jej ciele, na którym pojawiła się cienka warstwa potu. Temperatura w sali była zdecydowanie za wysoka, a obecność tylu ludzi powodowała, że było coraz bardziej duszno. Światła stroboskopowe, które puszczono chwilę temu były w stanie nawet najzdrowszą osobę doprowadzić do drgawek. Zapach potu, alkoholu, dymu papierosowego i nieznanej, rozpylanej co chwilę substancji, mieszał się z przeróżnymi nutami perfum. Marquee przeżywał, jak co weekend, istne oblężenie, a przed wejściem, pomimo północy, nadal tłoczyły się tłumy ludzi, którzy liczyli, że chociaż na chwilę uda im się wejść do środka. 

Ivy jak zwykle poruszała się zbyt prowokacyjnie, w otoczeniu zbyt wielu mężczyzn. Ubrana w czarne, obcisłe spodnie i krótki top, kusiła wszystkich dookoła, chociaż nikt nie miał szans zabrać jej do domu.
Mogła uwodzić swoim ruchem, ale nie gustowała w przelotnych w romansach, jedno nocnych przygodach i zbyt śmiałym dotyku obcych. Taniec był okey, dopóki któryś nie położył swoich dłoni tam, gdzie nie powinien. Wtedy dostawał po twarzy. I to dość mocno. 
Poza tym, wbrew wszystkim opiniom, jakie o niej krążyły, była monogamistką. Pomimo iż ona i Damien wyznawali zasadę: to tylko seks, wymagali, że są jedynymi swoimi partnerami. 
Była kokieteryjna, lubiła flirtować, ale nie przekraczała granicy. Szanowała się i nie miała zamiaru iść z byle kim do łóżka. Ten etap swojego życia miała już dawno za sobą, ciesząc się, że gdy sypiała ze zbyt wieloma facetami, nigdy nic nie złapała i nie narobiła sobie problemów.

Czuła, że pot zaczyna spływać po jej ciele coraz większym strużkami, co nie było dobrym sygnałem. Rozsunęła wianuszek facetów, który oddzielał ją od drogi w stronę loży, którą zajmowali ze znajomymi. Była pusta. 
— Kurwa... — wysyczała, zbierając swoją skórzaną kurtkę i torebkę. Zerknęła na zegarek na lewym nadgarstku. Dochodziła pierwsza w nocy. Za dużo alkoholu, duchota i temperatura sprawiły, że jak najszybciej musiała znaleźć się na zewnątrz. Czuła, że jeśli nie zaczerpnie świeżego powietrza, może zemdleć. Przepchała się między ludźmi, trzymając swoje rzeczy w ręce. Było jej niedobrze i słabo. Pokonała długi, wąski korytarz prowadzący do wyjścia i wpatrywała się w drzwi niczym w wejście do Narnii.


Stał oparty o ścianę tuż przy wejściu i wypalał do końca papierosa. Nienawidził takich miejsc, więc kiedy usłyszał, że to tutaj chcą się spotkać znajomi jego dziewczyny, miał ochotę wykręcić się jak najszybciej. Musiał wyjść z tego kotła pełnego spoconych ludzi, nieprzyjemnego zapachu, hałasu i denerwujących świateł, od których zaczynała go już boleć głowa. Marzyłby wrócić do mieszkania i w końcu odpocząć po całym tygodniu pracy. Ale nie, Rose musiała go ciągnąć ze sobą na umówione spotkanie z przyjaciółmi, chociaż wiedziała, że nie bardzo za sobą przepadają. Traktowali go jak zupełnie niepasującego do ich towarzystwa. Zresztą sam nie był ich fanem i wolał swoich znajomych niż tych bawiących się akurat w środku. Zacisnął wargi na papierosie i rozchylił skórzaną kurtkę, żeby wyciągnąć z wewnętrznej kieszonki telefon. Jak zwykle miał kilka połączeń od swoich kumpli, dwa od przyjaciela i jedno, najnowsze, od Rose, która zapewne chciała go ściągnąć do środka. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, łapiąc papierosa między palce i wypuszczając po raz kolejny dym. Muzyka w środku była tak głośna, że nawet tutaj czuł dudnienie w klatce piersiowej. Ludzie ciągle wychodzili i wchodzili do klubu, głośno dyskutując. Nagle jego niemal do końca wypalony Insignis wypadł na ziemię, a on sam poczuł jak ktoś na niego wpada. Nawet nie zauważył jaki przy wejściu zrobił się zamęt. Dziewczyna, która wylądowała w jego ramionach, musiała się z trudem przeciskać między rozochoconymi mężczyznami, którzy do teraz rzucali niewybredne komentarze pod jej adresem. Złapał ją mocno, żeby uchronić przed upadkiem. Ona tylko się przechyliła do przodu i zwymiotowała. 
Skrzywił się, zupełnie nie rozumiejąc, jak można doprowadzić się do takiego stanu, jednak odchylił jej blond włosy do tyłu, żeby ich sobie nie zabrudziła. Nadal trzymał w dłoni jej przedramię, na którym miała tatuaż. Linie były cienkie i delikatne, a sam wzór bardzo kobiecy. Orchidea, z trzema rozwiniętymi kwiatami i jednym pączkiem. Otrząsnął się i wyciągnął z kieszeni chusteczki, podając dziewczynie całe opakowanie. Chwyciła je i otarła wargi. W tym samym czasie z klubu wypadła kolejna blondynka, ubrana w skórzaną kurtkę, wymiotując na chodnik. Światła stroboskopowe to było przekleństwo nawet dla zdrowych. Zbyt długie przebywanie w ich otoczeniu naprawdę mogło doprowadzić do obłędu, a do tego zapach w środku klubu, był nieco drażniący dla zbyt wrażliwych ludzi.
— Dzięki... — mruknęła do niego blondynka, wyrywając się z jego objęć i nie rzucając mu ani jednego spojrzenia, ruszyła przed siebie, idąc wyjątkowo prosto. Zmarszczył brwi.
— Znowu podrywasz jakieś dziwki!? — Usłyszał i odwrócił się w stronę Rose. 
— Co? — mruknął, trzymając ręce przed sobą, nadal patrząc na zakręt, za którym zniknęła dziewczyna. Mógł jej zaproponować podwiezienie. W takim stanie nie powinna sama iść przez miasto. — Rany, Rose... Ledwo wytoczyła się z klubu i zaczęła wymiotować. 
— Więc podrywasz pijane dziwki?! 
— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać na ten temat — warknął, odchodząc w stronę parkingowego. 
— Nicholas! Zatrzymaj się, jak do ciebie mówię! — krzyczała.
— Rose... Nie podrywałem tej dziewczyny, okey? Popadasz w paranoję.
— Jak mam nie popadać w paranoję, jak w twojej firmie pracują same kobiety?! Otaczasz się nimi. Wiem, że nigdy się nie opierałeś ich wdziękom, każdy zna twoją reputację! — krzyczała, podczas gdy on spokojnie czekał, aż mężczyzna w białej koszuli i granatowej kamizelce, przyprowadzi jego samochód. 
— To na cholerę jeszcze ze mną jesteś, skoro mam taką okropną reputację?! — wysyczał, czując, że nerwy zaczynają mu puszczać i za chwilę powie trochę za dużo. A tego nie chciał. Wiedział, że Rose jest nieco wstawiona, a wtedy bywa bezpośrednia, ale kolejna awantura na ten sam temat była dla niego jedną awanturą za dużo. 
— Kochanie, musisz mnie zrozumieć... — mruknęła, uwieszając mu się na szyi i całując w linię szczęki, którą mocno zacisnął.
Otworzył szeroko oczy i na nią popatrzył. Więc to był ten moment, w którym zaczyna się przymilać, bo zauważyła, że się wkurzył.
— Wybacz, ale nie rozumiem. Staram się dla ciebie, a ty non stop masz jakiś problem.  A teraz mnie puść.
— Przecież jeszcze nie skończyliśmy się bawić... 
— Ja skończyłem. A raczej w ogóle nie zacząłem. — Skrzywił się i odciągnął z siebie jej ręce. 
— Jesteś tak cholernie nieczuły! Nie lubisz moich przyjaciół, chcesz się tylko pieprzyć, zero romantyzmu, zero inicjatywy! 
Rozejrzał się po ludziach dookoła. Część otwarcie się na nich gapiła, inni udawali, że są zajęci czymś innym, ale wiedział, że słyszą każde słowo. Nie potrzebował dramatu na środku chodnika, bo naprawdę miał serdecznie dość tych wszystkich kłótni na jeden, ten sam temat. 
— Uprzedzałem. Jak tak cholernie ci nie pasuje, to droga wolna, ja cię przy sobie nie trzymam — warknął, obchodząc samochód i wsiadając do środka. Przez pierwsze sekundy musiał się uspokoić. Położył dłonie na skórzanej kierownicy i odetchnął kilka razy. Naprawdę był zmęczony. Wszystkim dookoła.
Dla niej zmienił swoje przyzwyczajenia. W pewien sposób zależało mu na tym związku. Nigdy nie należał do romantycznych facetów, którzy obsypują kobiety prezentami. Za bardzo skupiał się na pracy, a wcześniej na wyjazdach. Od prawie czterech lat siedział w Nowym Jorku, pomyślał, że z sypiania z kilkoma różnymi, ale stałymi partnerkami, mógłby w końcu przejść na etap stałego związku. Miał już trzydzieści dwa lata, dobrze rozwijającą się firmę, majątek i renomę. Myślał, że brakuje mu tylko kobiety przy boku. I Rose wydawała się odpowiednia. Może jednak się mylił, bo skoro nie potrafił się w pełni zaangażować, to oznaczało, że to nie to. 
Odpalił silnik, który zamruczał niczym zadowolony kot. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył, już po chwili znikając za zakrętem.


Miała wrażenie, że tego wieczoru wszystko sprzeniewierzyło się przeciwko niej. Gdy dojechała na Grand Central, gdzie chciała się przesiąść na inną linię, okazało się, że mimo iż jeżdżą na tej trasie trzy, żaden pociąg miał nie nadjechać przez najbliższe pięć minut. W takim stanie, pięć minut wydawało jej się wiecznością.
Pomimo iż był weekend, stacja była wyludniona. Ivy stała pod jednym z filarów, obejmując się ramionami i prosząc w duchu, żeby znowu nie zwymiotować. Jeszcze czuła posmak poprzednich torsji spod klubu. Czuła się tak koszmarnie, że chciała uciec i zapaść się pod ziemię. Dosłownie. 
Jej stopa w czarnym botku na obcasie, stukała nerwowo o kamienną podłogę. Zaczęło jej się robić nieswojo i coraz chłodniej. Jakiś bezdomny, kawałek dalej, kaszlał niczym gruźlik i zaczepiał faceta, który coraz bardziej się od niego oddalał. Wiedziała, że jeśli tylko żul ją dojrzy, będzie jego następną ofiarą. Otuliła się mocniej kurtką i rozejrzała dookoła. Nieprzyjemnie pusto. 
Przyzwyczaiła się do zgiełku i tłoku w tym mieście, nawet jeśli czasami jej przeszkadzał. Teraz było przerażająco cicho. Brakowało jej tylko tumbleweedów, niesionych przez wiatr po torach. Pasowałyby do klimatu, chociaż Nowy Jork to nie Dziki Zachód. Jednak te cholerne, latające kulki, byłyby idealne w tej sytuacji.
— Tak się zaczynają wszelkie horrory, King... — mruknęła pod nosem, żeby dodać sobie otuchy. — Samotna dziewczyna, wyludniona stacja metra, jakiś zasyfiony menel zaczepia nielicznych podróżnych... Wiatr wyje, pociąg nie nadjeżdża... Albo zacznie się jakaś epidemia, albo apokalipsa, albo wpadnie psychopatyczny morderca i nas wyrżnie... Kogo by to w tym momencie obchodziło.
Wtedy usłyszała pisk torów i już wiedziała, że zbliża się metro. Aż podskoczyła przestraszona tym nagłym dźwiękiem. Z ulgą wypuściła powietrze i wsiadła do jednego z wagonów, w którym oprócz niej, siedziała jeszcze starsza kobieta i jakaś para, obściskująca się w kącie. Wydawało jej się dziwne, że jest tak mało ludzi w sobotnią noc, bo normalnie ta linia tętniła życiem i zastanawiało ją co ta kobieta robiła tak późno w metrze. Ivy nie zwróciła uwagi na szczegóły, dotyczące starszej pani, ale bardzo ją zaskoczyło, że ktoś taki jedzie metrem o tak późnej porze.

Sama zajęła miejsce przy drzwiach: obowiązkowe jeśli miała możliwość usiąść, jeśli nie, zawsze stała tuż przy nich, szybciej można się ratować, jeśli coś się wydarzy. Nie miała jakiejś nadmiernej paranoi, ale wolała mieć możliwość ucieczki. Oparła głowę o poręcz, czując, że temperatura jej ciała wzrasta. Czuła niepokój, bo już wiedziała, że to nie zatrucie alkoholowe. Nie wypiła aż tyle i była pewna jakości drinków. Mimo wszystko miała przeczucie, że to jeszcze nie koniec torsji i czeka ją niespokojna noc. Pociąg wydawał z siebie monotonny dźwięk, przerywany ciszą, gdy zatrzymywał się na stacji, a stare drzwi się rozsuwały. Nim się obejrzała była u siebie. Stacja była zupełnie pusta i nikt, poza nią, nie wysiadł.
Ivy poczuła się bardzo dziwnie, dreszcz przebiegł po jej skórze, a wzrok przesunął się po peronie. Wypuściła głośno powietrze i biegiem ruszyła w stronę schodów, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.

9 komentarzy

  1. Cześć. Rozdział przeczytałam już wcześniej, ale za skomentowanie go zabieram się już od dobrych kilku godzin i przyznam się szczerze, że mam jakąś nieuzasadnioną trudność. Być może jeszcze za mało poznałam głównych bohaterów, by móc się o nich szerzej wypowiadać, albo przyczyna tego tkwi jeszcze zupełnie w czymś innym. Mimo wszystko, postaram się jednak jakoś zebrać wszystkie swoje myśli, które pojawiały mi się podczas czytania i je tutaj spisać :)

    Po pierwsze zastanawia mnie Ivy i jej sposób bycia. Wiem, że dziewczyna nie miała łatwej młodości i nauczyła się
    odreagowywać negatywne emocje w swój własny sposób, chociaż nie uważam ciągłego imprezowania z dużą ilością alkoholu, za ten właściwy. Zastanawiam się co na tej imprezie zaszkodziło dziewczynie, że wypadła z lokalu w słabym stanie. W sumie, dość kiepskie okazało się pierwsze spotkanie Ivy i Nicholasa. Co do mężczyzny, to mogę śmiało powiedzieć, że poczułam do niego sympatię. Zwłaszcza jak nie podporządkował się Rose, tylko wsiadł do samochodu i odjechał. Przynajmniej wiemy, że nie jest pantoflarzem, a właśnie takich bohaterów bardzo lubię :) Zastanawiam się, czy ta starsza kobieta z metra, to przypadkiem nie ta sama, co wspierała Ivy w prologu? I czy aby końcowe sceny tego rozdziału nie doprowadzały Ivy do jakiegoś napadu paniki, albo coś w tym rodzaju? Z niecierpliwością będę czekała na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze wiedzieć, że nadal są ludzie, którzy nie oceniają bohaterów na podstawie pierwszych rozdziałów. Też ostatnio zauważyłam do tego tendencję, a przecież nie dość, że w jednym rozdziale nie da się przedstawić bohatera od a do z, to jeszcze chyba ciekawe jest obserwowanie jak postać się zmienia i zdradza coraz więcej o sobie. Nawet, jeśli na początku irytuje. Ważne, żeby wywoływała jakiekolwiek emocje, a nie była czytelnikowi obojętna.
      Ale co ja tam wiem!

      Mam nadzieję, że uda mi się przedstawić Ivy tak jak zaplanowałam: jako dziewczynę z wieloma błędami na koncie i przeszłością, która bardzo mocno ją ukształtowała. No i przede wszystkim, jej przemianę i zmaganie się z własnymi demonami.
      Mam nadzieję, że nie zawiodę i że podołam postawionym sobie celom, jeśli chodzi o fabułę :)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. A mi się podoba, że główna bohaterka lubi zabalować i wypić. Może to głupio zabrzmi, ale podoba mi się to, że nie jest taka jak inne. Że dobra, ułożona, poprawna do szpiku kości, miła, uczynna zaradna. Za bardzo kojarzą mi się takie z typowymi, sztampowymi bohaterkami z książek. Wiesz, to zabawnie zabrzmi, ale ostatnio mam hejt time na wszystkie możliwe powieści, sagi (w szczególności, bo co innego, kiedy dzielimy naszego bloga na 3 części, ponieważ to trochę jak podzielić wewnątrz książkę na trzy z wyraźnym zaznaczeniem, a co innego, kiedy tworzymy oddzielne blogi i części) opowiadania pisane przez pisarzy. Po prostu schematy obierane w tych czasach mnie wręcz rozpierdalają. Ostatnio lepsze (i lepiej napisane) opka znajduje na bloggerze niż to co zostało wydane.
    Więc mi się podoba nieszablonowość bohaterki. Bardzo spodobał mi się fragment z ich 'pierwszego zetknięcia' — kolejny raz z tego samego powodu, bo nie zawarłaś tych pustych frazesów, że chemia bucha, że iskry, że natychmiastowe, bezgraniczne pożądanie. o rany, przyprawia mnie to o ciary zażenowania ostatnio. Wiesz, takie zaznaczenie to romans, czytelniki, romans! romans! romans!. Masakra po prostu, taka cięta jestem na to.
    Za dużo nie mogę powiedzieć na temat akcji, bo jak na razie mieliśmy klub, metro i kłótnie z Rose (która zrobiła z siebie tak wielką idiotkę, że aż zapamiętałam jej imię, XDD), rany nigdy nie zrozumiem lasek tego typu, ale może to dlatego, że ja większość myśli zatrzymuję w swojej głowie. Mam na myśli, one i tak nikogo nie obchodzą, więc, po co strzępić język?
    Kreacja Nicka (btw też mam facecika Nicholasa, XD. W sensie w opie.) również przypadła mi do gustu — to pierwsze zetknięcie z nim. Podoba mi się, że jest stanowczy, w moim odczuciu facet powinien mieć jaja. Zupełnie mnie nie zdziwiło, że nie dogaduje się z przyjaciółmi Rose i że poszedł do klubu z niechęcią (choć z odpowiednią kobietą każdy facet by poszedł, XD). O! Że pali! Niby nie lubię palących mężczyzn, ale w treści to wygląda seksi i nieszablonowo, bo wiesz, w książkach nie palą — musiałam, XD.
    Nadal jestem ciekawa, jak ich połączysz i jakie wtedy Ivy wywrze wrażenie na Nicku. Zastanawiam się też nad tym, czego dotyczą fobie głównej bohaterki i z jakiego powodu na nie w ogóle cierpi. A poza tym podoba mi się używanie prawdziwych punktów, stacji, miejsc, ulic. Po prostu to lubię, bo dodaje realizmu, nawet napisanie, że bohaterka kochała kokosową czekoladę Hershey albo płatki Cheerios. Niby głupota, ale jednak czytelnik czuje, że bohater ma swoje przyzwyczajenia, ulubione rzeczy i żyje, a przecież o to chodzi, :P, aby wmówić czytelnikowi, że bohater jest człowiekiem tak, żeby sam nawet nie wiedział, kiedy zaczyna postrzegać go jako człowieka. XD
    Dobra, bo pierdziele już. Pędzę, lecę i czekam na kolejny.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, też mam podobnie, bo w większości romansów ostatnio to facet jest tym złym, tym z problemami, tym który krzywdzi, a laski są grzeczne, poukładane i w ogóle och, ach. Cóż, Ivy taka nie jest i jej przeszłość ją bardzo mocno ukształtowała.
      Chemia? Na pewno się pojawi. Pożądanie pewnie też. Ale nie zależy mi, żeby w pierwszym rozdziale się poznali. W trzecim przespali. W piątym wyznali miłość. A w ósmym już byli zaręczeni. Chcę to rozciągnąć w czasie i pozwolić by czytelnik poznał bohaterkę lepiej.

      To co kocham w pisaniu to właśnie możliwość odwiedzenia miejsc, w których jeszcze nie byłam :D Zawsze się staram zrobić rozeznanie w miastach, w których dzieje się akcja. Często piszę z otwartą mapą, żeby wszystko napisać tak, jak jest w rzeczywistości. Zależy mi, żeby wszystko było jak najbardziej realne, to sprawia, że fabuła jest bardziej prawdopodobna :D
      Serdecznie zapraszam na kolejny rozdział! :)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Ha! Akurat tu wpadłam.
      No właśnie! A czy to zawsze facet musi mieć problemy na koncie? Zawsze tylko on musi być pokrzywdzony? Tak jakoś zatarło się, że cudowna kobieta go ratuje, a on z początku niechętny, potem ulega jej wdziękom, perswazji, zaczyna polegać na jej sile. O rany, schemaciki, schemaciki.
      Wiem, wiem, właśnie w tym tkwi główny problem, że my tu tworzymy relację, a tam już z góry jest chemia, pasja i wgl. Rajusiu, ja czaje, że świat mknie do przodu i trzeba pędzić z nim, ale to trochę przesada, że patrzysz się na kogoś, widzisz go po raz pierwszy i już wiesz, że to ten jedyny. Wieje naciąganiem. XD

      Też to kocham. Ogarnianie miejsc, ulic, rzek, ślęczenie na street view i zaglądanie do menu i wnętrza knajp, o których piszę. W tych czasach wcale nie trzeba być na miejscu, żeby coś opisać, może nas cały ocean dzielić, a google, kochany wujek google, zawsze pomoże. XD

      Usuń
    3. Tak. Rozumiem lądowanie w łóżku tuż po poznaniu, czasem ludzie tak mają. Ja nawet zrozumiem wczesne pojawienie się uczuć. Niech będzie miłość od pierwszego wejrzenia (ale nie na zasadzie: Widzimy się po raz pierwszy i już wiemy, że to do końca życia).
      Ale zupełnie nie kminie ślubu po miesiącu czy dwóch znajomości, albo tego, że z reguły to facet podbija z tekstem: Pragnę cię mieć.
      A to kobieta nie może? Albo nie może to wyjść z obu stron? :D
      Ja wiem, że wszystko zostało napisane i teraz jest przetwarzane na nowe teksty, nie unikniemy nawiązań, odwołań czy inspiracji, ale no czasami te schematy są niemalże identyczne. Dlatego, przynajmniej trochę, staram się dodać coś swojego :D

      Street View to moje ulubione miejsce w Internecie :D Ostatnio zwiedzałam Dolinę Śmierci, siedząc na swojej kanapie :D Uwielbiam to robić pisząc swoje opowiadania :D

      Usuń
  3. Na wstępie napiszę o błędach, zanim zapomnę, o których chciałam. ;) Przede wszystkim musisz uważać na te ortograficzne: mogłaby* czy opiniom* (spójrz na odmianę w l.mn. https://pl.wiktionary.org/wiki/opinia). Polecam stronkę languagetool.org/pl/, wrzucasz tam tekst przed publikacją i znajduje Ci podstawowe błędy ortograficzne, interpunkcyjne itd. Wiadomo, nie wyszuka każdego, ale te najważniejsze owszem, a tekst zyska na jakości. ;)
    Zaznaczyłabym Ci więcej takich błędów, ale masz blokadę, więc nijak nie idzie tego zrobić. Wiem, że chce się chronić to, co się publikuje, ale akurat takie blokady na blogach uważam za rzecz zbędną. Ale mniejsza z tym.
    Należy Ci się pochwała za używanie pauz i poprawny zapis dialogów! Ale nie rozumiem znaczenia tych enterów między częściami tekstu, zwłaszcza, że te właściwe części oddzielasz gwiazdkami. Trochę to trąca estetyce całości.
    Koniec czepiania się. ;)

    Okay, strasznie znielubiłam Rose. Jeeesus. Nie lubię takiego typu dziewczyn. Autentycznie się krzywię, pisząc to. Biedny Nick. Na jego miejscu już dawno bym taką flądrę rzuciła. Podoba mi się jego narracja. O wiele bardziej niż Ivy; nie polubiłam jej, bo właściwie nawet nie dała mi szansy, by to zrobić. Wciąż czuję mieszane uczucia, ale przekabaciłaś mnie Nicholasem. Idę czytać dalej, mając nadzieję, że będzie go więcej. :D

    Pozdrawiam!
    Koneko
    {ukladywgwiazdach.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń
  4. Weź mnie zabij na dzień dobry, za e moje cholerne zaległości. xD
    Miałam ich nie mieć, wiem, bardzo cię przepraszam, bo tak lubię czytać twoje historie, a jednak nigdy nie robię tego na bieżąco. :<
    Zacznę do wątku, który mi się najbardziej podobał, czy Rose i Nicholas. Po pierwsze, laski to ja nie polubiłam, nie sprawia zbyt fajnego wrażenia, ale jest tutaj pijana, więc może dlatego. Wydaje mi się, że to postać, której jednak zbytnio nie polubię.
    Ivy. Ja sama nigdy nie byłam fanką klubów i tłocznych miejsc. Nie potrafiłam tam zbyt długo wytrzymać, nawet jeśli prawie nic nie piłam. :D Opis tego, jak ta dziewczyna się źle czuła przypomniał mi o moich ostatnich przeżyciach. Jezu, a to była zwykła domówka. Jednak wódka ni dla mnie. ;D
    Buźka. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, nie martw się :D Sama mam ostatnio takie zaległości na blogach, bo czytam zaległości w książkach :D
      Co do Rose, tak chciałam ją wykreować - jako postać, którą niespecjalnie chce się lubić :D
      Sama nie przepadam za klubami, imprezami, a alkohol trochę za szybko mi wchodzi :D Ale Ivy to Ivy. W sumie to lubię w pisaniu, że bohaterki mogą być zupełnie różne ode mnie i mogą robić rzeczy, których ja nigdy bym nie zrobiła :D Zresztą ona też będzie się zmieniać, także mam nadzieję, że uda mi się zrealizować pierwotny zamysł :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń