MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

6. say nothing

||
Nie miała złych wspomnień z domu. Nikt jej nigdy nie bił, nie było awantur, krzyków i pretensji. A jednak z trudem tu wracała. Może przez to, co robiła w przeszłości, a może przez to, że chciała zbudować swój nowy dom w Nowym Jorku, a tu jednak w każdym kącie, widziała mamę. Cały wystrój był jej dziełem i, mimo wszystko, bolesną pamiątką. 
Do Trenton dojechał mniej więcej dwie godziny po wyjeździe spod domu. Zaparkowała pod dwupoziomowym budynkiem, w którym dorastała i po raz kolejny przejrzała się w lusterku, żeby zobaczyć, jak wygląda. Było nieźle. Nie miała cieni pod oczami, które ewidentnie wskazywałyby na nieprzespaną noc. Włosy wyprostowała i zostawiła rozpuszczone. Makijaż ograniczyła do minimum. Nie miała ani ochoty, ani czasu na to, żeby pindrzyć się nie wiadomo jak bardzo. Jej ojciec i tak zapewne powita ją w spranej flanelowej koszuli i rozczochranych do granic możliwości włosach.
Jak zwykle stanęła przed drzwiami i bez pukania je otworzyła. Jej ojciec, gdy ona i Ryan mieli przyjechać, nie kłopotał się zamykaniem wejścia na klucz. Za bardzo pochłaniało go przygotowywanie domu.
— Ivy?! — krzyknął z kuchni, gdy drzwi się za nią zatrzasnęły z hukiem.
Musiał naoliwić zawiasy, które ostatnio trochę szwankowały. Teraz, nie zdążyła zareagować, gdy poleciały do tyłu i zamknęły się z trzaskiem.
— Cześć tato — mruknęła, pojawiając się w końcu w sporych rozmiarów kuchni połączonej z jadalnią.
Jej ojciec był ubrany w zwykły szary podkoszulek i czarne spodnie. Ciemne włosy miał jak zawsze roztrzepane. Pamiętała, że nieważne ile czasu by spędził na układaniu ich, za każdym razem, dwie sekundy później przeczesywał je dłonią, niszcząc to, co stworzył. Więc ostatecznie się poddał. Na brodzie pojawiło się znacznie więcej siwych kosmyków, które wskazywały na nieubłagany upływ czasu. Przez uśmiech, wokół oczu zrobiły mu się zmarszczki, ale Ivy nadal uważała, że nie jest źle. Jej tata był przystojny. Zauważała to szczególnie, gdy kolejne kobiety pożerały go wzrokiem na ulicy. Jednak on, od dwunastu lat, był sam.
— Świetnie, pomożesz mi w gotowaniu. Zdejmuj kurtkę.
— Tato, wiesz, że kiepsko radzę sobie w kuchni...
— Pokroić paprykę chyba umiesz, prawda? Tam masz nóż i warzywa. Za późno się za to wszystko zabrałem. — Odwrócił się do niej tyłem i znowu zajął przygotowywaniem mięsa. — Jak w pracy?
— Świetnie. Collins przyjął naszą ofertę... Będę organizować jego wystawę.
— Och, fantastycznie! Nicholas ma niesamowite zdjęcia, może cię czegoś nauczyć...
— Nicholas? — Zmarszczyła brwi i spojrzała na ojca.
— Co, mam mówić pan Collins? — Zaśmiał się nerwowo i odwrócił. — Widziałem trochę jego prac. Są bardzo dobre. Szkoda, że zrezygnował z tej drogi...
— Cóż, pojawi się na pewno na chwilę w mediach... Mam miesiąc na przygotowanie tego wszystkiego... We wtorek mamy spotkanie...
— Dobra robota, Ivy.
— No pewnie, Ivy. Organizacja wystaw jest tym, czym powinnaś się zajmować po studiach artystycznych... — mruknął Ryan, pojawiając się w drzwiach.
Dziewczyna wywróciła oczami. Jej brat jak zwykle był ubrany elegancko, miał idealnie wystylizowane włosy i dłoń nonszalancko schowaną w kieszeni. Pewnie, gdyby nie był jej bratem, uznałaby go za przystojnego. Ale ze swoimi przytykami, bywał strasznie upierdliwy i ją drażnił, co odejmowało mu uroku.
Wypuściła powietrze i zagryzła wargę, żeby powstrzymać się od jakiejś pyskówki.
— Cześć Ryan, dobrze cię widzieć... — powiedziała pewnym głosem, skupiając się znowu na papryce.
— Serio, Ivy, powinnaś się zająć czymś bardziej w twoim zakresie... Mieć plan działania... Na sztuce, z głową w chmurach nie wyżyjesz...
— Twoi rodzice byli artystami, naprawdę chcesz teraz prowadzić taką rozmowę? — warknęła.
— Mama była nauczycielką. A tata dziennikarzem. Ty bujasz w obłokach.
— Świetnie. Wolę bujać w obłokach niż mieć kij w dupie tak jak ty... — powiedziała, odkładając nóż na stolik, bo trzymanie go w tym momencie, mogłoby się skończyć tragicznie.
— Zobaczymy czy będziesz bujać w obłokach, jak ci kasy nie starczy na życie.
— Wtedy zamieszkam pod mostem, ale oczywiście przyjdę przyznać ci rację, żebyś poczuł się lepiej... — Spiorunowała go wzrokiem.
— Dość tego... Spotykamy się raz w miesiącu, naprawdę musicie się już od progu kłócić? — odezwał się w końcu Ian, spoglądając na swoje dzieci. — Ryan, nakryj do stołu, Ivy daj paprykę. Nie chcę słuchać kłótni, zrozumiano?
Zmierzyła wzrokiem swojego starszego brata i odwróciła się do ojca, rzucając mu swój firmowy uśmiech, który miał go zapewnić o jej dobrych intencjach. Naprawdę nie chciała go martwić i denerwować, bo widywali się rzadko, ale jeśli jej brat miał zamiar komentować jej wybory, planowała się bronić za wszelką cenę.

— ...zdecydowałeś się już, gdzie chcesz odbyć staż? — zapytał ojciec, gdy skończyli sprzątać po obiedzie i mieli zamiar siąść w salonie.
— Myślałem o firmie Collins&Williams. Dobrze prosperują, szybko rozwinęli swoją działalność, oferują ciekawe staże i opcję pracy — powiedział z dumą w głosie, którą Ivy jak zwykle odczytała: Widzisz, ja mam konkretny plan. To było dla niego typowe, żeby dać jej odczuć, że lepiej mu się powodzi.
Dziewczyna prychnęła pod nosem.
— Złożyłem już papiery z wynikami na studiach i umówili mnie na rozmowę z Williamsem. Z szefem szefów! — Ekscytował się.
— Jest jeszcze Collins — mruknęła.
— Powiedzieli, że trzeba przekonać jednego z nich. I że Williams zajmuje się stażystami... — Wzruszył ramionami i upił łyk kawy, którą przygotował ich ojciec.
— Dobrze dla ciebie, Ryan. Firma jest duża, ma renomę, zarabia uczciwe i dobre pieniądze i działa na rynku międzynarodowym! Nawet jeśli potem nie zaoferują ci pracy, to wszystko będzie świetnie wyglądało w CV — pochwalił go ojciec i rozsiadł się wygodnie na sofie. Skierował swój wzrok na córkę. — Naprawdę się cieszę na tę wystawę... Może się wybiorę, żeby ją zobaczyć. Pamiętam szum wokół Nicholasa.
— Mam nadzieję, że moje pomysły mu się spodobają. — Spuściła na chwilę wzrok, po czym popatrzyła na Ryana.
— Nicholas? Mówicie o Collinsie? Robisz jego wystawę? — Uniósł się i uśmiechnął do niej.
— Och, nagle interesuje cię moja praca? — mruknęła i odstawiła kubek. Czuła, że najwyższy czas się stąd wynosić.
— Zawsze mnie interesowała twoja praca, Ivy. Po prostu uważam, że powinnaś mierzyć wyżej niż pracownica galerii. Mogłabyś być kimś wielkim, ale zamiast organizować swoje wystawy, pozwalasz się innym rozstawiać po kątach.
— Nie... Skąd wiesz, że rozstawiają mnie po kątach, co? Pracuję z artystami, teraz sama będę organizować wystawę! Może lubię taką pracę, nie pomyślałeś? — warknęła i wstała.
— Czas najwyższy, żebyś dała się poznać za swoje zdjęcia, a nie za pokazywanie twórczości innych. Boisz się krytyki? W każdej dziedzinie życia nas krytykują, oceniają i odrzucają... — wypowiedział magiczne słowo, a ona zamknęła oczy, jakby wymierzył jej siarczysty policzek. — Nie unikniesz tego i nie możesz się chować wiecznie w jaskini!
— Chyba czas na mnie. Jeszcze muszę dopracować prezentację i wybrać wstępnie fotografie. Dzięki tato za pyszny obiad.
— Ivy, nie jedź! Tak rzadko cię widuję... — krzyknął jej ojciec, idąc za nią do drzwi.
Nie słyszała przekonania w jego głosie. Mówił to z przymusu, a nie chęci spędzenia z nią więcej czasu.
Westchnęła głośno.
— Przepraszam, ale naprawdę mam jeszcze mnóstwo pracy. Wpadnij do Nowego Jorku... — powiedziała, obejmując go na pożegnanie.
— Postaram się i dam ci znać. Jesteś pewna, że nie zostaniesz?
— Tak. Na razie... — Ruszyła w stronę swojego samochodu.
Żeby nie wzbudzać podejrzeń, wyjechała z terenu posiadłości i skręciła. Dopiero wtedy zatrzymała się i zaczęła krzyczeć. Jej brat jak nikt inny potrafił ją wyprowadzić z równowagi. Z boku mogło to wyglądać jak braterska troska i wiara w jej umiejętności, ale nie wierzyła w jego dobre intencje. Zawsze pokazywał, że jest od niej lepszy i bardziej poukładany. A teraz, skoro już wiedział, że będzie pracować z Collinsem, wiedziała, że będzie chciał się przymilać, żeby szepnęła o nim dobre słowo. Ale tego nie miała zamiaru zrobić. Niech sam się stara. Uderzyła w kierownicę i ponownie odpaliła silnik, żeby ruszyć w drogę powrotną do Nowego Jorku.

— ...już wracasz? — mruknęła Lili, gdy Ivy skończyła narzekać na swojego brata.
To ile marudzenia musiała wysłuchać jej przyjaciółka, było doprawdy imponujące.
— Tak. Jadę właśnie w stronę Nowego Jorku, a co?
— Może wyskoczymy na jakiegoś drinka. Nie impreza. Raczej ciche miejsce... Może Cornelia Street?
— Daj mi... — Spojrzała na zegarek na radiu. — Półtorej godziny. Powinnam dojechać do mieszkania, odstawić samochód i dojechać na miejsce...
— Będę wcześniej i zajmę nam miejsce! — powiedziała podekscytowana Lily i już się rozłączyła.
Ivy westchnęła i przyspieszyła. Lubiła swój samochód, raczej nie miała z nim problemów, ale po wizytach takich jak ta i widoku Ryana z wypasionym samochodem, markowymi ubraniami miała poczucie, że trochę jej nie wychodzi. On potrafił się w życiu ustawić. A ona...


— Rozumiesz? Nie mam problemu z tym, że ma drogie rzeczy i tak dalej... Tylko że haruję jak wół i co z tego mam? Szefa chama, niewysokie zarobki i coraz mniej czasu na przygotowywanie się na studia. Ledwo zdałam historię sztuki. Czeka mnie wystawa — mruknęła, dopijając swoje piwo.
Dziewczyna doskonale wiedziała co powiedzieć i jak powiedzieć. Mówiła dużo, ale tylko to, co postanowiła zdradzić. Idealnie kontrolowała przepływ informacji między nią, a Lily.
— Więc zorganizuj zajebistą imprezę, a zaraz potem rzuć to w cholerę. Najlepiej na samym wernisażu rzuć wypowiedzenie temu palantowi prosto w twarz. — Lily uniosła ręce do góry i zaklaskała.
Ivy nie mogła się powstrzymać i zachichotała, zasłaniając usta dłonią.
— Może tak zrobię... Tylko co potem? Muszę opłacić mieszkanie...
— Poproś ojca o pomóc. Mówiłaś, że zawsze był chętny do tego, żeby sypnąć groszem.
— Sypał groszem za długo. Za długo musiał za mnie płacić. Wyprowadziłam się tutaj, żeby się usamodzielnić, więc muszę to jakoś zaplanować. Mam miesiąc... — Jej zdecydowany ton i powaga malująca się w oczach, upewniła Lily, że Ivy ma przeszłość, o której jeszcze nie jest gotowa mówić, a która miała ogromny wpływ na jej zachowanie teraz. Nie naciskała. Wiedziała, że są rzeczy, na który wyznanie, trzeba po prostu być gotowym.
— Mam ochotę na jeszcze jedno, a ty? — mruknęła Lily i wstała od stolika.
— Jasne...
Zatopiła się w śpiewie faceta, który grał na scenie jeden z utworów Eda Sheerana. Miał przyjemny głos, który koił jej nerwy i pozwalał zapomnieć o wszystkim dookoła. Bujała się lekko z zamkniętymi oczami, czekając na powrót przyjaciółki.
— Ten gość jest niezły... — wymruczała, gdy jej towarzyszka wróciła do stołu z kolejnymi porcjami alkoholu.
— Fakt, niezły. Dlatego lubię to miejsce... Zawsze gra ktoś, kogo dobrze się słucha. Okey, a teraz... Jak przygotowania do spotkania z Collinsem?
— Nieźle. Mam dużo pomysłów, jeszcze muszę dokończyć wybieranie zdjęć. Ale wiesz co... Oglądałam już część, wcześniej niepublikowanych fotografii i... rany, jestem zgubiona, straciłam głowę dla jego twórczości jeszcze bardziej. Są idealne. Krajobrazy są proste, przejrzyste, ale jakieś takie... żywe. Każde zdjęcie jest pełne emocji. A akty... Zero jakieś perwersji, nagość jest, ale jakby jej nie było... Gra światłem... Prawdziwa sztuka.
— Zawsze wiedziałam, że to platoniczna miłość... — zaśmiała się Lily i nachyliła w jej stronę.
— Sama zobaczysz na wystawie. Doceniasz to, bo sama tworzysz... — Uśmiechnęła się tajemniczo i upiła łyk piwa.
— Cóż, jestem pewna, że chciałby cię sfotografować. Pożerał cię wzrokiem wtedy w biurze. Chociaż nie, cofam to. On się na ciebie patrzył. Intensywnie. To nie było pożeranie. To było raczej: Złapię cię.
Ivy przekrzywiła głowę i skarciła przyjaciółkę.
— Nie patrz tak na mnie! Tacy faceci nie pożerają wzrokiem jak zboczeńcy... Oni są jak na polowaniu, obserwują, uwodzą, a potem atakują. Wspomnisz moje słowa. Wpadłaś mu w oko...
— Jak pewnie co druga kobieta. — Skrzywiła się blondynka i po raz kolejny, dopiła piwo.
— Hej, od jakiegoś czasu był związku, nie? A przynajmniej takie chodziły plotki. Zresztą... Myślę, że mu się spodobałaś.
— Lily, nie będę kłamać, że nie wiem, jak faceci się na mnie gapią. To naprawdę nic nadzwyczajnego. A twoja obsesja na punkcie szukania informacji o tym człowieku mnie przeraża. Fakt jest przystojny, ale wiesz, że ja się nie bawię w związki.
— To coś innego! Czuję to w kościach...
Blondynka wywróciła oczami i zawiesiła wzrok na występującym na scenie mężczyźnie.

3 komentarze

  1. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że rodzina Ivy jest w porządku. Wiadomo czasem się zdarzają między rodzeństwem jakieś sprzeczki, wzajemne dokuczanie sobie itp. Jednak mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że mimo wszystko więzi pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny nie są mocne, a może nawet jest jakiś problem, lub duszone w sobie uczucia o których się „nie mówi”. Myślę, że dlatego ojciec Ivy bez przekonania próbował zatrzymać dziewczynę, gdy ta chciała wrócić do siebie. A może z tym mają jakiś związek wcześniejsze wybryki dziewczyny? Natomiast Ryan wydaje mi się żywić niechęć do Ivy. Albo raczej chodzi mu o to, żeby pokazać, że on jest lepszy niż ona. Nie lubię lizusostwa, więc jego nagła zmiana podejścia do Ivy, gdy dowiedział się, że będzie ona pracowała dla Nicholasa nie spodobała mi się.

    Podoba mi się to, że Ivy nie zachwyca się Nicholasem i tym jaki on to nie jest cudowny, jak dzieje się to w prawie każdym romansie, ale zachwyca się jego talentem i zdjęciami. To jest o wiele bardziej realne :)

    No cóż, czekam na więcej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rodzinie Ivy jest jakaś zadra, ale trochę czasu minie, zanim to wszystko się wyjaśni :D

      Cieszę się, że wychodzi mi trzymanie głównej bohaterki z daleka od zachwytów nad linią żuchwy czy mięśniami Nicholasa :D Właśnie chciałam uniknąć powielania tych wszystkich romansowych bohaterek, które są w stanie tworzyć peany na temat wyglądu faceta. Co za dużo to niezdrowo :)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ryan naprawdę jest irytujący. Taka typowa dwulicowa lizidupa. Niestety w rodzeństwie tak się często zdarza, że jeden drugiemu by kose wbił za to, że tamten ma swoje zdanie i w ogóle jest inny. Lilly baardzo polubiłam, ale troszkę jakby odnoszę wrażenie, że ona żyje życiem Ivy. Przez to także jestem jej ciekawa mocniej i mocniej. Bo co u niej, jak jej się wiedzie, co lubi. Miło by się czytało także o jej rozterkach, bo terasz to troszeczkę jakby własnych problemów nie miała i żyła problemami przyjaciółki. Ojciec z kolei mnie zirytował. Taka pozorna troska, a przecież to jedyna córka i w dodatku chce iść w jego ślady. Znam jednak to zjawisko z doświadczenia. Z rodziną to tylko na obrazku. Zastanawiam się jednak, co takiego zdarzyło się w ich rodzinie, że panuje taka a nie inna atmosfera. Na co umarła matka, czy to choroba, czy wypadek? I popieram zdanie Magdaleny, to serio fajne, że Ivy nie myśli jakoś specjalnie o Nicholasie. Coś się z nią dzieje, ale ona sama jakby nie rozumie tego i to jest fajne, to jest ludzkie. Na pewno znacznie ciekawsze niż te typowe: ona myśli o jego oczach, o uczuciu jego, kuźwa, skóry na swojej, o jego włosach, o głosie i o milionach rzeczy, które robi każda ZADURZONA kobieta. Zadurzona! A tu właśnie nie o zadurzenie chodzi.
    Uch, twoje opowiadanie wywiera za dużo emocji w czytelniku.

    OdpowiedzUsuń