MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

9. feel crazy

||
Siadła na środku pomieszczenia i utkwiła wzrok w zdjęciu na samym środku ściany. Ekipa malowała akurat drugie pomieszczenie i montowała ścianę na oknie trzeciego. Ona dostała pierwszą serię fotografii i właśnie zastanawiała się jak je rozmieścić. Miała wywołane dwanaście zdjęć krajobrazowych, w tym trzy Nowego Jorku. Planowała je powiesić na wprost okien, ale nie umiała się zdecydować na to, które powinno być w centrum.
— W tym ostatnim pokoju malować na czarno? — zapytał jeden z mężczyzn, pojawiając się w pomieszczeniu.
— Tak — mruknęła, nawet nie patrząc w jego stronę.
— Kiedy zostaną dostarczone kolejne zdjęcia? 
— W przyszłym tygodniu.
— Jak skończymy malować, trzeba będzie tu wywietrzyć. — Oparł się o ścianę i sam spojrzał na fotografię.
— Okey. Pootwierajcie okna. Jutro od rana tu wywietrzymy. — Podniosła się w końcu i wyszła do malowanego pomieszczenia. Szarość, która dotychczas królowała w tym miejscu, ustąpiła bieli, dzięki czemu wydawało się, że to miejsce jest jeszcze większe. — Świetnie. Jak pozostałe dwa pomieszczenia będą gotowe, zamontujemy zdjęcia i oświetlenie.
Mężczyzna skinął głową i zniknął za ścianą. Wpatrywała się dłuższą chwilę w przejście, po czym uświadomiła sobie, że jej telefon uparcie wibruje w kieszeni jej bluzy. Wyciągnęła urządzenie i bez patrzenia na wyświetlacz odebrała.
— Ivy King...
— Rany, częściej musisz mieć zlecenia, bo nie jest teraz niesamowitym wyczynem się do ciebie dodzwonić. W końcu w odpowiedni sposób używasz telefonu!
Wywróciła oczami na słowa przyjaciółki i odeszła w najodleglejszy kąt pomieszczenia.
— Rozmawiałam z Alexem. Słyszałam, że jesteście umówieni na sesję w przyszłym tygodniu... — mruknęła Lily.
— Nie pierwszy raz.
— Ivy, jeśli nie ma szans na cokolwiek między wami, powinnaś mu powiedzieć. On robi sobie nadzieje, nawet nie wiesz, jaki był podekscytowany, gdy mi o tym opowiadał. Swoją drogą jego pomysł jest świetny.
— Może dlatego był podekscytowany... A nie z mojego powodu. — Skrzywiła się i przyłożyła palce do zimnej szyby oddzielającej ją od nadbrzeża.
— Nie sądzę... Wiem, że nie zmusisz się do uczuć, ale... on nadal ma nadzieję. Lubię go, więc to mnie dobija. — Słyszała lekki wyrzut w głosie przyjaciółki.
— Pogadam z nim po sesji... Obiecuję. Wiem, że się stara, ale tu nic się nie wydarzy. Nigdy...
— Wiem. Hej, nadal jesteśmy umówione na sobotę?
— Jasne... 
Usłyszała głośne pukanie w ścianę i odwróciła się pospiesznie w stronę przybysza.
— Lily, muszę kończyć... Na razie — mruknęła, chowając telefon do kieszonki.
Kilka metrów od niej stał Nicholas. Ubrany w granatowy garnitur i dopasowany do niego, szary krawat. Miała ochotę to wszystko z niego zerwać. Zresztą nie pierwszy raz. Przygryzła lekko dolną wargę i się wyprostowała.
— Widzę, że praca posuwa się do przodu... — powiedział, podchodząc kilka kroków w jej stronę. — Przywiozłem listę.
— Och, nie musiałeś robić tego osobiście. Mogłam podskoczyć w przerwie... — Uśmiechnęła się do niego i odsunęła włosy na jedną stronę.
— I miałbym sobie odpuścić możliwość zobaczenia tego miejsca? Jest fantastyczne. Już rozumiem, co miałaś na myśli, mówiąc, że można obcować z miastem, ale nie być w jego centrum. — Stanął obok niej i popatrzył na rozciągający się przed nimi krajobraz. 
— Skoro już jesteś... — powiedziała i ruszyła w stronę swojej torby, którą zostawiła pod jedną ze ścian. — Pokażę ci projekt zaproszeń.
Podała mu tablet, odbierając przy tym listę gości. Pospiesznie przeleciała wzorkiem po trzydziestu nazwiskach.
— Mój ojciec?! — powiedziała zaskoczona i podniosła na niego wzrok.
Patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Organizujesz wystawę, a ja byłbym zaszczycony, gdyby zechciał przyjść.
— Okeeey. Myślę, że będzie chciał... To znaczy... Wspominałam mu o tym, mówił, że chętnie zobaczy twoje prace.
— Fantastycznie! Zaproszenia są idealne. Masz czas? — wypalił nagle, a ona podniosła zaskoczony wzrok z listy na jego twarz. 
— Teraz?
— Tak, teraz. — Zaśmiał się cicho. — Chciałem cię zabrać na lunch.
— Ehmm... Ja-ja-jasne. Chętnie. 
Od kiedy ja się jąkam, do cholery?!   
— Tylko powiem ekipie, że wychodzę... — mruknęła i czym prędzej uciekła do drugiego pomieszczenia. Potrzebowała chwili, żeby odzyskać siły. Nie miała pojęcia, dlaczego ten facet tak na nią działa.
Kiedy wróciła, stał tyłem do niej, z rękami skrzyżowanymi na piersi i nadal wpatrywał się w Manhattan.
— Możemy iść.
Oderwał wzrok od szyby, jakby wyrwała go z transu i uśmiechnął się enigmatycznie. Zmarszczyła brwi, zabrała swoją torbę i niepewnie ruszyła za nim.

— Akademia Artystyczna? 
— Tata twierdził, że to idiotyzm, bo najwięksi fotograficy nie kończyli szkół i tacy odnoszą większy sukces, bo... — Wciągnęła powietrze do płuc. — Tam uczą robić zdjęcia w konkretny sposób. Odbierają cząstkę artyzmu, na rzecz reguł i wymagań. A on zawsze uważał, że jestem bardziej artystką niż reporterką — zaśmiała się cicho i zamieszała swoją herbatę. — Wierzył, że bardziej nadaję się do robienia portretów, krajobrazów, abstrakcji, makro... A nie przedstawiania cierpienia i bólu... Przynajmniej nie w takim sensie jak on to robił... Ale... Potrzebowałam grafiki, chciałam się podszkolić w pisaniu więc... — Wzruszyła ramionami.
— Jeśli tylko nie zatracisz w sobie tego artystycznego pierwiastka, wszystko będzie okey... Zresztą i tak ci nie pozwoli jechać i pracować jako korespondentka...
— Słucham? — Uniosła zaskoczona brwi.
— Jest twoim ojcem. Był tam i widział jak jest. To niewdzięczna robota... — mruknął i upił łyk swojej kawy. 
Ostatecznie wylądowali w niewielkiej włoskiej knajpce, ale zamiast czegoś konkretnego, zamówili deser. Ivy ochotę na coś słodkiego, więc postawiła na najlepsze w mieście tiramisu i czarną herbatę.
— Nie ciągnęło mnie do tego. Raczej do podróżowania... — Zawiesiła na chwilę głos. — Dlatego to rzuciłeś? Bo to niewdzięczna robota?
— Bycie korespondentem niosło ze sobą więcej szkody niż pożytku. Na początku chce się pokazywać prawdę, cierpienie, udowadniać ludziom, że podczas gdy oni siedzą w ciepłych domach, gdzieś indziej ktoś umiera w imię bezsensownych wojen. Chce się... przekonać, że rozdmuchują problemy do niebotycznych rozmiarów, nie zastanawiając się, że komuś może być gorzej... — powiedział, zatrzymując wzrok na jej twarzy. — Pokazywać to, czego nie widzą... Ale za jaką cenę? Traumy, nawracające koszmary, depresja, narażanie swojego życia, stres bliskich... Nie doświadczyłem... otwartej nienawiści, ale wiem, że wielu słyszało, że są hienami, że żerują na cudzym nieszczęściu. Ludzie nie wiedzieli, że niektórzy za zarobione pieniądze, pomagali tam na miejscu... — Wzruszył ramionami. — Nie byłem korespondentem. Pojechałem dwa razy na wojnę i stwierdziłem, że to nie dla mnie. Trzeba być cholernie odpornym psychicznie, wyjazdy to weryfikują. Drugi powrót po prostu był trudniejszy. Siostra dostała histerii... Więc zostałem.
— Nadal fotografujesz? — Nachyliła się w jego stronę, łapiąc jego spojrzenie.
Wpatrywała się w jego szaroniebieskie tęczówki, z których nie potrafiła nic wyczytać. Były niemalże odbiciem jej oczu: pustych, zawsze ukrywających wszystko najgłębiej jak się da.
— Tak. Niektóre zdjęcia, które wybrałaś, są zrobione niedawno. Lubię zabierać aparat na spacery po mieście albo gdy wyjeżdżam, żeby odpocząć... — Uśmiechnął się do niej i odchylił na krzesełku, nonszalancko zakładając nogę na nogę i uważnie ją obserwując. — Powinnaś znaleźć mistrza. Tak najlepiej uczyć się fotografii...
— Och, tak. Słyszałam. To jednak nie jest takie proste... A z ojcem to...  
— Pewnie, że nie jest. A z rodzicami zawsze jest najtrudniej. Mówię o kimś... spoza rodziny.
— Okey, powinnam się rozejrzeć za kimś odpowiednim... Problem polega na tym, że tacy ludzie dużo czasu spędzają poza miastem, a ja nadal mam szkołę. A portrety, aż tak mnie nie kręcą. — Przyjęła pozycję podobną do jego i chwyciła spodek w dłonie, by spokojnie konsumować herbatę. 
Oblizał wargi, widząc jej mocne i intensywne spojrzenie. Nie zdradzała emocji, ale pokazywała swoją pewność siebie i to go kręciło jeszcze bardziej. Szczególnie że przyjęła podobną do niego pozycję i wyzwała na milczącą walkę na spojrzenia. 
— Powinnaś mi kiedyś pokazać swoje prace.
— Może...
Wypuściła powietrze z płuc, czując, że odzyskała kontrolę nad sobą i sytuacją. Nie mogła uwierzyć, że aż tak traciła przy nim głowę.
On natomiast obserwował każdy jej ruch. Nawet to jak odsuwała włosy na bok, odsłaniając obojczyki. Wyglądała dobrze nawet w zwykłych jeansach, trampkach i bluzie z kapturem.
— Spotkaj się ze mną w sobotę. 
— Słucham?
— Spotkaj. Się. Ze Mną. W sobotę... — pokreślił każde słowo i nachylił się w jej stronę. — Weź aparat i zabiorę cię na mały fotowypad.
— Byłam umówiona z przyjaciółką... — Czuła jak serce zaczyna szybciej bić, a umysł pracować na nieco zwolnionych obrotach.
O pięknie, niepewność wraca! Alleluja, już myślałam, że stałam się odporna na tego człowieka...
— Odwołaj...
— Ależ pan apodyktyczny, panie Collins. A co jeśli nie mam ochoty z panem jechać... gdziekolwiek? — Też się nachyliła, tak że ich twarze dzieliło kilka centymetrów, mrużąc przy tym oczy.
— Masz ochotę... I dobrze o tym wiesz... — odparł, rzucając jej łobuzerski uśmiech.

— O. CHOLERA! — krzyknęła Lily, gdy Ivy streściła jej powód zmiany planów na sobotę.
— Bezczelny...
— I dlatego z nim jedziesz? — Szatynka siadła na ławce i skupiła się na piciu swojej kawy.
— Jest dobry. Może mnie czegoś nauczy... — Wzruszyła ramionami.
— Jaaasne. Chcecie się do siebie dobrać.
— Nie wydarzy się... — mruknęła blondynka, wysuwając nogi do przodu i wystawiając twarz do słońca.
— Bo co? Bo Damien? Proszę cię... — prychnęła pod nosem.
— Nie, nie chodzi o Damiena. Skończyliśmy to... coś. Po prostu. Nie wydarzy się. Teraz muszę się skupić na innych rzeczach. I proszę cię, Lily, skończmy ten temat. Powiedziałam ci to, bo muszę odwołać nasze zakupy.
— Raczej zmienić ich termin. Nie odpuszczę ci, znajdziemy ci wystrzałową kieckę na wernisaż...
— Ach tak... Dzień, w którym zostanę bezrobotną. Masz rację, powinnam to uczcić ładną sukienką. Ostatnią, na jaką będzie mnie stać. — Skrzywiła się i zatrzymała kubek w połowie drogi do swoich ust.
— Czekaj, czekaj. Jeszcze nie skończyłam z tobą! Zerwałaś z Damienem?
— Żeby z kimś zerwać, trzeba z nim być. A my nie byliśmy ze sobą. Tylko uprawialiśmy seks... — W końcu upiła łyk letniego napoju.
— Dlaczego? 
Wzruszyła ramionami i upiła łyk już chłodnego napoju. 
— Tak jakoś wyszło... Czas na zmiany. Damien planuje wyjazd do Chicago. I tak się rzadko spotykaliśmy.
— Wow, zapisz to gdzieś. Nie uwierzę, że zrezygnowałaś z takiego układu bez poważnego powodu. Po prostu takie rzeczy się nie dzieją... — Lily uniosła do góry brwi i szturchnęła ją ramieniem.
— Może czas poszukać kogoś, kto sprosta moim niebotycznie wysokim, łóżkowym wymaganiom. Dawałam mu szansę cztery lata... — Skrzywiła się na wspomnienie tego, jak faktycznie wyglądały ich spotkania, uświadamiając sobie, że z tego układu to ona wychodziła na straconej pozycji. Zawsze. Teraz nie rozumiała, dlaczego tak długo to ciągnęła.
Zachwiała się lekko i utkwiła wzrok w parze na przeciwległej ławce. Chłopak obejmował czule dziewczynę i całował ją w czubek głowy. Blondynka przygryzła wargę i mimowolnie zacisnęła palce na kubeczku.
— Uważaj! — krzyknęła Lily, gdy kawa zaczęła się wylewać z wnętrza. — Co jest z tobą? W ostatnich dniach żyjesz w innym świecie.
— Pieprzyć to... — mruknęła Ivy, wstając i odchodząc bez słowa. 
Szatynka wpatrywała się zaskoczona w znikającą w oddali postać, zupełnie nie rozumiejąc zachowania przyjaciółki. Była jednak przyzwyczajona do jej dziwnych zachowań i zupełnie nieprzewidywalnych reakcji, których nikt nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć.

2 komentarze

  1. W komentarzu pod poprzednim rozdziałem przepraszałam Cię, za zaległości i opóźnienia w komentowaniu. Chciałam jeszcze dodać, że ja zawsze czytam każdy Twój rozdział. Czasem jedynie się zdarza, że nie mam czasu czy możliwości na naskrobanie kilku słów. Jednak zawsze, prędzej czy później tu docieram i zostawiam po sobie ślad, co pewnie już zdążyłaś zauważyć :)

    Już nie mogę doczekać się spotkania Ivy i Nicholasa. Wiem, że spotykają się niby to pod pretekstem robienia zdjęć, ale jednak, coś czuję, że być może fotografowanie wcale nie będzie ich głównym zajęciem. Myślę, że być może będą chcieli siebie wzajemnie poznać. Widać, że od czasu poznania Nicholasa, Ivy zaczyna się zmieniać. Wcześniej zakończyła swój dziwny układ, teraz zachowuje się dziwnie na widok zakochanej pary. Jak nic dziewczyna się zakochała i zastanawiam się, czy sobie już to uświadamia, czy jeszcze nie. Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i cieplutko pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem tu zbiorczo :D Zacznę od tego, że też nienawidzę komentować albo pisać na telefonie :D Zawsze narobię tyle błędów, że potem więcej czasu zajmuje mi ogarnięcie tego, dlatego robię to tylko w ostateczności :D

      Te sceny z klubu, pierwotnie miały się nie pojawić :D Wpadłam na nie tuż przed opublikowaniem rozdziału, gdy Ivy zaczyna robić to świadomie, a nie wpada na Nicholasa na oślep :D Myślę, że dla niej to bardziej gra i zabawa, bo zdaje sobie sprawę jak działa na mężczyzn :D

      Ivy zaczyna się zmieniać, to na pewno, chociaż sama nie jest tego świadoma i dłuuuugo się do niczego nie przyzna, nie będzie o tym mówić, a nawet myśleć (hej, może wtedy to nie istnieje? :D). Myślę, że będzie bardzo rozdarta w najbliższym czasie.

      Fakt, będą się poznawać :D Bo przecież musi być jakaś podstawa, żeby cokolwiek się między nimi zadziało :)

      Pozdrawiam!

      Usuń