MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

10. under my spell

||
Gdyby ktoś pytał: zamieszkała w galerii. Żyła w oparach farby, funkcjonowała wśród zdjęć, starając się je odpowiednio rozmieścić i nadać temu kształt. Wysłała wszystkie zaproszenia i w piątkowy wieczór była gotowa, by na cały weekend opuścić to miejsce. Gdy tylko upewniła się, że okna są pozasłaniane roletami, a drzwi dokładnie zamknięte, ruszyła w stronę mostu Brooklyńskiego. Potrzebowała się przewietrzyć, więc zamiast przesiadek z jednej linii metra na drugą, postanowiła zrobić sobie długi spacer. Słońce już zaszło, a Manhattan był oświetlony, więc wyjęła z torby aparat i co jakiś czas zatrzymywała się, bo chciała uchwycić jego nocny urok. Z nadal pootwieranych kawiarni i barów dochodziły do niej dźwięki rozmów i muzyki, które stapiały się w jedno brzmienie. Brzmienie Nowego Jorku. Bujała się lekko, idąc powoli w stronę jednego z symboli tego miasta.
Przez moment zapomnienia, zupełnie nie poczuła wibracji telefonu. Wyciągnęła go z kieszeni kurtki i w ostatniej chwili odebrała.
— Tato! Hej. Wszystko okey? — zapytała.
— Tak, oczywiście. Dostałem zaproszenie... 
— Och, szybko. Ehmm... Nicholas pomyślał, że skoro organizuję wystawę to...
— Przyjdę, Ivy... — Usłyszała ostry głos ojca. — Nie mógłbym tego opuścić.
— Świetnie. Bardzo się cieszę. — Nie lubiła rozmawiać przez telefon. Jeszcze bardziej nie lubiła rozmawiać przez telefon z ojcem, bo nigdy nie wiedziała co powiedzieć, żeby nie wyjść na bezczelną.
— Wiem, że wystawa będzie ogromnym sukcesem... Dzięki tobie. 
— Dzięki... — mruknęła,  jak zwykle nie wiedząc jak z nim rozmawiać.
Ten odchrząknął lekko.
— Jak idą przygotowania?
— Bardzo dobrze. Właśnie wracam do mieszkania.
— Uważaj na siebie, Ivy...
— Jak zawsze...
Rozmowy z nim zawsze wyglądały tak samo: był konkretny i zasadniczy. Od razu przechodził do sedna, nigdy nie przedłużał. Pytał o to, co chciał, bez cienia uczuć. Czasami czuła się bardziej podobna do niego, niż chciałaby to przyznać. Starała się odtworzyć z pamięci obrazy z dzieciństwa, gdy jej mama nadal żyła, ale były nieostre. Nie była w stanie przywołać szczegółowego wspomnienia. Nie pamiętała czy jej ojciec od zawsze taki był.


Nawet nie starała się ubrać, żeby zaimponować. Fotowypad? Wsunęła na szczupłe nogi jeansy, założyła wygodne adidasy i jak zwykle luźną bluzkę. Nie malowała się ostro, bo wiedziała, że połowa z tego i tak zostanie na aparacie. Włosy związała w wysokiego kucyka, żeby nie wchodziły jej do oczu. Gdy tylko narzuciła kurtkę i chwyciła do ręki torbę i okulary, ktoś zadzwonił domofonem. 
— Idę! — warknęła, gdy uciążliwy dźwięk nie ustępował. — Co za niecierpliwy człowiek... — mruknęła pod nosem, zamykając drzwi na klucz. 
— Wiesz, że podobno cierpliwość jest przyjaciółką mądrości? — warknęła, opierając się o framugę. 
Nicholas stał przodem do niej, ubrany w czarne jeansy, adidasy i szarą koszulkę, na którą narzuconą miał czarną kurtkę. Na oczy nasunięte miał czarne okulary przeciwsłoneczne. Wyglądał równie dobrze co w dopasowanym garniturze.
— Cóż, nigdy nie mówiłem, że jestem mądry. — Uśmiechnął się do niej łobuzersko. — Życie jest zbyt krótkie, żeby czekać i zwlekać. Wskakuj! — dodał, podchodząc do czarnego, sportowego samochodu, zaparkowanego na wprost wejścia.
— Co to jest? Ferrari? Lamborghini? Porsche? Jaguar? — Uniosła do góry jedną brew.
— Aston Martin.
Zaśmiała się i prychnęła pod nosem, kręcąc lekko głową, jednak obserwując kątem oka, jak otwiera przed nią drzwi.
— To cholernie stereotypowe, oklepane i przewidywalne — powiedziała, gdy nachylił się w jej stronę, a ich twarze dzieliły centymetry.
— Ani trochę nie zaimponowało?
— Nie. — Uśmiechnęła się cynicznie i wsiadła do środka, słysząc jedynie jego głośny śmiech.

— Dobra. Muszę przyznać, że to bardzo ładne miejsce. Spokojne. 
Po niezbyt długiej jeździe samochodem zatrzymali się na jednym z pustych parkingów przylegających do parku stanowego Island Beach. Byli tu zupełnie sami, więc po długim spacerze wzdłuż plaży siedli na białym piasku, żeby chwilę odpocząć. 
— Więc to twoja ucieczka od miasta? — mruknęła i wystawiła twarz do słońca.
— Jedna z wielu...
— No tak... Jesteś obrzydliwie bogaty. — zaśmiała się głośno i spojrzała na jego twarz. Siedział zapatrzony na linię horyzontu. — Gdzie jeszcze uciekasz przed światem?
— Lubię żeglować.
— Och, to jakaś wasza męska, reportersko-fotograficzna pasja? — Uśmiechnęła się, wspominając, że jej ojciec też uwielbiał jeździć i żeglować, gdy miał czas i potrzebował się oderwać od rzeczywistości.
— Możliwe. Można się zupełnie odciąć od spraw codziennych. Odzyskać kontrolę nad... sprawami.
— Pływasz po tutejszych zatokach?
— Rzadko. — Odchylił się do tyłu i oparł na łokciach. — Wolę okolice Seattle. Ładniejsze widoki. Tam trzymam jacht. Tutaj tylko wypożyczam, jeśli jestem zdesperowany... — Uśmiechnął się do niej. 
— Och, więc nie masz dwóch jachtów? 
— Nie. — Wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. — Jak trzeba to po prostu wynajmuję, gdziekolwiek akurat jestem.
Ivy też się uśmiechnęła, czując satysfakcję, że sprawiła, że Nicholas się śmiał. 
— Szkoda. Myślałam, że będziesz przewidywalny do bólu. Masz samolot?
— Może... — Uniósł jeden kącik ust w nieco łobuzerskim uśmiechu.
Dziewczyna prychnęła.
— A jednak... — Pokręciła głową z politowaniem. — Chłopcy i ich zabawki.
— Nie ruszaj się... — powiedział cicho i uniósł aparat.
— Nie rób mi zdjęć.
— Ciii... — mruknął. 
Zamknęła oczy i odwróciła głowę na bok, jakby to miało ją uchronić przed obiektywem. Usłyszała dźwięk spustu w aparacie.
— A teraz powoli się odwróć...
Wykonała jego polecenie i zobaczyła, że kilka metrów za nią siedzi niewielki lis. Zwierzę rozglądało się niepewnie po plaży, nadal ukrywając się do połowy za krzakami. 
— Wow... — mruknęła pod nosem.
Nigdy nie była tak blisko dzikiego zwierzęcia, które nie było odgrodzone kratami, fosami czy szybą. Uniosła rękę z aparatem i odchyliła się do tyłu, żeby ująć zwierzę pod innym kątem. Dokładnie w chwili, gdy naciskała przycisk, lis spojrzał prosto w jej obiektyw. Uśmiechnęła się pod nosem, bo uświadomiła sobie, że właśnie w takiej pozycji go uwieczniła, tuż przed tym, jak umknął między krzaki. Spojrzała na Nicholasa i uśmiechnęła się z satysfakcją. 
— Żeby ci sodówka nie uderzyła do głowy... — Zaśmiał się i przyjął taką samą pozycję jak ona, więc ich twarze były na tej samej wysokości. 
— Och, gdzieżbym śmiała. I tak pewnie masz lepsze ujęcia.
— Więcej wiary w siebie. Trochę zarozumialstwa nie zaszkodzi... — Uśmiechnął się do niej szeroko.
— Widzę właśnie... — Podniosła się i podskoczyła. — Idziemy dalej? 
— Możemy iść dalej.
Wyciągnęła rękę w jego stronę. 

— Powiedział, że z chęcią przyjdzie... — powiedziała, kopiąc przed sobą kamyczek, który znalazła kilkadziesiąt metrów wcześniej. Przenieśli się z plaży na niewielką ścieżkę, między tutejszymi krzakami. 
— Cieszę się. Twój ojciec był dla mnie wzorem.
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Od dawna nie miał w ręce aparatu. Wszystkie pozamykane są w jego starej pracowni. Dwa dostałam w spadku. Wiem, że mu tego brakuje, ale kancelaria zabiera mu tyle czasu i... nie wiem, chyba gdzieś po drodze stracił do tego serce... — Wzruszyła lekko ramionami. 
— To pewnie gdzieś jest, ale ponieważ odsunął to na dalszy plan, zapomniał jakie to uczucie... — Rzucił pod nogi listek, którym bawił się dłuższą chwilę.
— Przez pewien czas się tego trzymał... Uczył. A potem puff i wszystko wyparowało...
Dopiero po chwili zorientowała się, że idzie sama. Zatrzymała się zaskoczona i rozejrzała dookoła. Nicholas stał kilka metrów dalej z aparatem wycelowanym w jej stronę.
— O ty! — krzyknęła i podbiegła do niego, chcąc wyrwać mu urządzenie.
— Nie lubisz mieć robionych zdjęć?
— Może i lubię, ale nie z zaskoczenia...
— Ale takie są najlepsze! — Uniósł rękę do góry, żeby uniemożliwić jej odebranie mu sprzętu. — Nawet nie wiesz, ile takich ci zrobiłem.
— Słucham?! — Otworzyła szeroko oczy.
— Kolejna lekcja: naucz się robić komuś zdjęcia, tak żeby nie zauważył... Inaczej od razu się spina, pozuje i denerwuje... Dopiero po fakcie ich poinformuj, że fotki powstały.
— Ty... Podstępny! — krzyknęła zirytowana. Miała ochotę tupnąć nogą, ale zmierzyła go tylko morderczym spojrzeniem. — Nie znasz dnia ani godziny jak się zemszczę.
— Liczę na to...
Mruknęła coś niezrozumiałego i ruszyła przed siebie. Uśmiechnął się pod nosem i obejrzał zdjęcia, po czym dołączył do niej.

— W przyszłym tygodniu, panie Collins, to ja nie mogę. Mam plany... — powiedziała, gdy w końcu wracali do samochodu. 
— Och, naprawdę? I nie chcesz ich odwołać na rzecz żeglowania? 
— Nie tym razem. Obiecałam przyjacielowi, że... będę mu pozować. — Uśmiechnęła się łobuzersko.
— Poważnie? A jak ja robię zdjęcia, to się oburzasz? Zapamiętam sobie taką zniewagę — powiedział i wyminął ją szybkim krokiem. 
— Hej, mówiłam, że nie lubię z zaskoczenia. — Dogoniła go i szturchnęła ramieniem. 
— A teraz się tłumaczysz... Często pozujesz?
— Nie. Tylko jemu. W październiku otwiera wystawę dyplomową. Ma pomysł na zdjęcia, który mi się podoba, więc... — Wzruszyła ramionami.
— Chyba powinienem przyjść i zobaczyć wystawę... — powiedział z powagą i nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Ivy zmarszczyła brwi, bo miała wrażenie, że jest zazdrosny i nie podoba mu się fakt, że ma komuś pozować.
— Alex na pewno się ucieszy...
— Nie obchodzi mnie autor. — Spiorunował ją wzrokiem, aż cofnęła się o krok. 
— Jak będę wiedzieć co i jak to dam ci znać... — powiedziała. Uniosła do góry kącik ust i zmrużyła oczy. — Chyba jednak powinieneś wiedzieć, że będę naga... — Bardzo chciała go podrażnić. 
Odwrócił się w jej stronę, jego oczy były ciemne, a wargi zaciśnięte. Warknął coś pod nosem i podszedł do samochodu, otwierając przed nią drzwi. Nie omieszkała się o niego otrzeć i tuż przed wejściem, zatrzymała się i złapała za krawędź, tuż koło jego dłoni.
— Zazdrosny? — mruknęła, patrząc prosto w jego chmurne oczy. 
— Ani trochę...
— To dobrze... — Wślizgnęła się do wnętrza z dziką satysfakcją, że wyprowadziła go z równowagi.— Wydajesz się wzburzony... Może powinnam poprowadzić, bo jeszcze rozbijemy się na jakiejś wydmie... Albo potrącimy biednego lisa. — Nachyliła się w jego stronę, wiedząc, że koszulka odsłoniła mocno dekolt. Nie spojrzał w tamtym kierunku, tylko utkwił wzrok w jej tęczówkach.
— Jeśli chciałaś poprowadzić, wystarczyło poprosić...
— Gdzieżbym śmiała... Prowadzić twoje maleństwo?
— Masz rację... — Zmrużył oczy. — Musisz sobie na to zasłużyć.

Po drodze zatrzymali się jeszcze na późnym obiedzie w jednej z restauracji przy plaży. Rozmawiali głównie o sztuce, ulubionych filmach, muzyce i książkach. Ivy odkryła, że mają ze sobą znacznie więcej wspólnego, niż jej się wydawało na początku. Czuła się przy nim odprężona i zrelaksowana. Pozwalała sobie na zdjęcie maski wiecznie niezadowolonej i wycofanej. Śmiała się i żartowała, otwarcie z nim flirtując. Miała wrażenie, że Nicholasowi też podoba się spędzanie z nią czasu, więc tym bardziej się cieszyła, chociaż facet był nadal dla niej zagadką. Więc ona też zostawiła sobie całe zaplecze niespodzianek i tajemnic. Nadal starała się nie pokazywać uczuć, ale na chwilę się rozluźniła.
Gdy dojechali pod jej mieszkanie, było już ciemno. Pomógł jej wysiąść i popatrzył prosto w oczy.
— To był udany dzień... — powiedziała, czując, że znowu traci zdrowy rozsądek i kontrolę nad swoim ciałem i umysłem. Jego oczy ją hipnotyzowały, a zapach sprawiał, że traciła silną wolę.
— Zgadzam się...  Powinniśmy to powtórzyć.
— Może. Kiedyś — mruknęła, przygryzając lekko dolną wargę. Nachylił się jeszcze bliżej, jakby chciał ją pocałować, jednak ona przesunęła się w bok, by dotknąć wargami jego, okraszony kilkudniowym zarostem, policzek. — Nie jestem typem dziewczyny, która całuje się na pierwszej randce.
— A więc to była randka? 
— Dobranoc Nicholasie... — powiedziała, rzucając mu łobuzerski uśmiech i idąc w stronę drzwi.

2 komentarze

  1. Dziś, z racji luźnej niedzieli, jestem punktualnie. Nie będę również ukrywała faktu, że z niecierpliwością czekałam na ten rozdział. W końcu było w nim dużo Ivy i dużo Nicholasa :) Widać, że zarówno kobieta jak i mężczyzna dobrze czują się w swoim towarzystwie, podzielają wspólne pasje i zainteresowania. Rozumiem Ivy. Ja również nie lubię jak ktoś mi robi zdjęcia z zaskoczenia. Z pewnością też, nie zgodziłabym się na pozowanie do aktów, dlatego też podziwiam dziewczynę za jej odwagę :) Relacja między bohaterami pogłębia się stopniowo. Widzę, że trzymasz się twardo swojego postanowienia i za to należą Ci się wielkie gratulacje, bo czasem bardzo chciałoby się przeskoczyć, do lepszego, ciekawszego wątku, omijając przy okazji tygodnie lub miesiące dzielące do jakiegoś wydarzenia. Ty jednak nadal z akcją powoli posuwasz się do przodu. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, staram się trzymać swojego założenia, że powoli do celu :D

      W drugim opowiadaniu głównym zarzutem jest to, że wszystko działo się za szybko i za mało to opisywałam, więc tutaj staram się to rozwinąć. Mam nadzieję, że nie za bardzo i nie przynudzam :)
      Zbliżamy się już do trochę ciekawszych fragmentów. Już niedługo wernisaż, więc wiele się może wydarzyć :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń