MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

12. every touch

||
Nie była zdenerwowana. A przynajmniej tak jej się wydawało. Kiedy sprawdziła, czy wszystkie zdjęcia są na swoich miejscach, muzyka jest włączona, kelnerzy gotowi podać wino, a ona wygląda normalne, a nie jak ktoś, kto biegał w kółko, żeby doglądnąć każdego szczegółu, z ulgą stwierdziła, że za kilka minut powinna wpuszczać gości. Gorzej, że Nicholas nadal się nie pojawił. Nie miała zamiaru za niego przemawiać i witać zaproszonych ludzi, chociaż według hierarchii, to był jej obowiązek.
— Gdzie Collins? — warknął James, łapiąc ją za łokieć i ciągnąc na bok. 
— Skąd ja mam wiedzieć? Nie jestem jego matką! — Wyrwała się z jego silnego uścisku i spiorunowała wzrokiem.
— Organizujesz wystawę, twoim obowiązkiem jest doprowadzić artystę do galerii... — wysyczał.
— Jakby Nicholasa można było gdziekolwiek doprowadzić.
— Nicholasa? Już przeszliście na ty? — Popatrzył na nią z uśmieszkiem, który mówił wszystko: podejrzewał, że się z nim przespała. Co więcej, czuła, że on tego od niej oczekiwał od samego początku. 
— To doprawdy obrzydliwe, wie pan? A może o to chodziło, co? — warknęła i odwróciła się na pięcie, tylko po to, żeby wpaść wprost w ramiona Nicholasa.
— Jakiś problem? — zapytał, patrząc na jej szefa. 
— Och, panie Collins. Martwiliśmy się, że pana nie ma. 
— Opóźniony lot. Ale z tego, co widzę, mam jeszcze minutę... — Uniósł do góry kącik ust w drwiącym uśmiechu i spojrzał na Ivy. — Wszystko okey?
— Jasne. Już się martwiłam, że będę musiała odwalić za ciebie brudną robotę... — Skrzywiła się i poprawiła sukienkę. — Przemowa... — odpowiedziała na jego pytające spojrzenie. — Idź, czyń swoją powinność... — mruknęła i odwróciła się tyłem z zamiarem odejścia. 
Złapał ją za łokieć, ale zdecydowanie delikatniej niż jej szef. Jakby dawał jej wybór czy się zatrzymać, czy jednak odejść. Miała wrażenie, że mimo materiału jej sukienki, między ich skórą przeskakują iskierki, które bardzo chciała zignorować. 
— Wszystko okey? — Ponowił pytanie, wpatrując się w jej twarz.
— Tak. Czemu miałoby nie być? Idź i ich wszystkich oczaruj... — powiedziała z wymuszonym uśmiechem, po czym weszła na zaplecze.
Musiała chwilę odetchnąć i uspokoić nerwy. Potrząsnęła głową, otrząsnęła się i wyjrzała do hallu. Ludzie wchodzili właśnie do środka. Postanowiła przeczekać moment i dopiero wyjść. Stanęła na samym końcu zaproszonych gości, rozglądając się za ojcem. Jak zwykle, stał z tyłu, tak, że nikt go nie widział. Miał na sobie białą koszulę, czarne jeansy i sportową marynarkę. Jak zwykle: niby elegancko, ale jednak niechlujnie. Cały Ian King.
Oparła się o okno i czekała aż Nicholas oficjalnie rozpocznie wystawę.
— Dobry wieczór... — powiedział w końcu, trzymając w dłoni kieliszek z winem. — Bardzo się cieszę, że wszyscy zdecydowaliście się poświęcić wieczór na to, żeby oglądać zdjęcia faceta, który ot tak postanowił zniknąć ze świata sztuki. Może i z życia publicznego zniknąłem, ale na pewno nie odłożyłem aparatu do szafki. Sporo ze zdjęć, które dzisiaj zobaczycie, zostało wykonanych niedawno. To jak wystawa wygląda i jakie zdjęcia są pokazane, jest zasługą Ivy King, za co ogromnie jej dziękuję. 
Wciągnęła powietrze, gdy kilka osób odwróciło się w jej stronę, idąc za wlepionym w jej twarz, wzrokiem Nicholasa. 
— Miłego wieczoru... — dodał i odszedł na bok.
— Za późno teraz na to, żeby uprzedzić, żebyś nie mówił o mnie? — mruknęła, podchodząc do niego powoli i dopijając pierwszy kieliszek wina. 
— Za późno. Możesz ewentualnie mnie zabić. Ale poczekaj chociaż do końca, co? Niech przynajmniej moi rodzice stąd wyjdą... — Uśmiechnął się do niej. 
— Postaram się... — powiedziała i odeszła, chcąc znaleźć kolejnego kelnera i kolejną porcję trunku.

— Ivy, naprawdę udana wystawa. Przemyślany wybór zdjęć i ich prezentacji... I to miejsce... — powiedział jej ojciec, gdy podszedł do niej po niemal czterdziestu minutach.
— Dziękuję...
Chciała go uprzedzić, że rzuca pracę, a jej wypowiedzenie czeka już w torebce, ale nie zdążyła. Podszedł bowiem do nich Nicholas, a wyraz twarzy jej taty nagle się zmienił. Złagodniał, pojawił się na niej dumny uśmiech. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zszokowana, gdy mężczyźni się uścisnęli.
— Liczyłem, że wyjdziesz w końcu ze swojej jaskini... — zaśmiał się Nicholas.
— Nie mógłbym tego przegapić. Fantastyczne zdjęcia, Nicholas.
Nicholas?!
— Zawsze wiedziałem, że twój sposób postrzegania i przedstawiania świata jest... niesamowity. Cieszę się, że nadal w tym siedzisz... Nawet jeśli bardziej jako hobby niż praca.
Co do...?!
— Miałem najlepszego nauczyciela, Ian.
— Nauczyciel nic nie zdziała jak uczeń niepodatny na nauki. Czekaj, jak to mawiał mój przyjaciel rzeźbiarz: jak materiał oporny to rzeźby nie stworzysz... — zaśmiał się serdecznie. — Dziękuję za zaproszenie...
Uścisnęli się po męsku, wyglądając jak para bardzo bliskich przyjaciół, ale wzrok jej ojca pasował raczej do dumnego rodziciela, niż dumnego kumpla. Nigdy jej takim nie uraczył.
Co się właśnie...?!
— Ta wystawa nie miałaby sensu, gdyby nie było tu mistrza, który mnie poprowadził w tym wszystkim...
— Jestem taki dumny!
Kurwa...
Oni się uśmiechali, wymieniali serdeczności, a Ivy stała jak słup soli, skołowana i zaskoczona, że mistrzem, o którym tyle w wywiadach mówił kiedyś Nicholas, jest jej ojciec. A uczniem, o którym kilka lat temu ciągle opowiadał jej ojciec, jest Nicholas. Stała, wgapiając się w nich z lekko rozchylonymi wargami. Wobec niej Ian nigdy się tak nie zachowywał. Teraz stał przed nią pełen dumy, która nie wynikała z tego, co zrobiła ona, ale Nicholas. Panowie gawędzili, zapominając, że stoi w pobliżu, więc powoli zaczęła się wycofywać. Zaskoczenie ustępowało załamaniu. Jak kiedykolwiek miała zaimponować ojcu, podczas gdy był tak zachwycony Collinsem, człowiekiem, którego sama podziwiała. Jej własny ojciec był dumny z obcego, nigdy nie był tak podekscytowany tym, co ona robi. Nigdy się tyle nie uśmiechał, jego pochwały wobec niej były sztywne i pozbawione uczuć w przeciwieństwie do tego, czego właśnie była świadkiem. 
Wpadła na zaplecze i zabrała swoją torebkę. Gdy wychodziła, zobaczyła Jamesa, więc wepchnęła mu w dłonie swoje wypowiedzenie.
— Co to? — mruknął, rozwijając papier.
— Moje wypowiedzenie. Wiem, jaką jesteś szują. Wiem, że trzymałeś mnie tu ze względu na wygląd i nazwisko. Koniec z tym. Do końca miesiąca masz się wywiązać z umowy, czyli zapłacić mi za organizację wystawy i przekazać procent ze sprzedaży zdjęć, na jaki byliśmy umówieni. Ale się już nie zobaczymy. Przecież niepotrzebni ci są studenci i niespełnieni artyści, nie? Sam tak mówiłeś... No to proszę... Właśnie się jednego pozbyłeś... Cieszę się wystawą... — wysyczała i ruszyła w stronę drzwi do galerii. 
Gdy chłodne, wieczorne powietrze uderzyło ją w twarz, nie poczuła się ani trochę lepiej. Ruszyła przed siebie, naprawdę żałując, że nie zabrała ze sobą wygodniejszych butów. 
— King! — Usłyszała i odwróciła się powoli.
— Czego?
— Nie możesz się zwolnić... 
— Mogę. Z prawnikiem przeanalizowałam swoją umowę. I ogólną o zatrudnieniu i tą o wystawie. Jeśli przez miesiąc nie wypłacisz mi należności, na jaką umawialiśmy się wstępnie, pójdę do sądu, więc lepiej nie próbuj się wymigać... A teraz daj mi spokój. 
Odeszła od niego w stronę metra. 

Lily wkroczyła do galerii z Alexem u boku. Rozejrzała się najpierw po wnętrzach, w poszukiwaniu Ivy. 
— Nigdzie jej nie widzę, a ty? — mruknął chłopak. 
— Nie. Może jest na zapleczu... Chodź, zobaczmy te fotografie!
Czterdzieści minut później, stali z kieliszkami w dłoni obserwując jedno ze zdjęć, nadal starając się wyłapać w tłumie przyjaciółkę.
— Straszny tu tłok... — mruknęła Lily. 
— Rany, te akty są absolutnie piękne... — powiedział Alex. — Przecież zdjęcia, które zrobiłem w sobotę, nie są... 
— Alex, jesteś na początku kariery...
— Lily, ten gość miał tyle samo lat, gdy je robił... — Wskazał na tabliczkę z informacjami o zdjęciu. — Nigdy nie będę miał jego zdolności do pokazywania... świata...
— Nie dołuj się, tylko ucz...
Wrócili do jaśniejszych sal i zobaczyli, że ojciec Ivy rozmawia z samym autorem.
— Panie King! — krzyknęła Lily, przedzierając się przez ludzi i ciągnąc za sobą Alexa. — Dobrze pana widzieć... Panie Collins... — Skinęła w jego stronę. — To Alex. Uczy się na fotografa.
Chłopak skinął głową nieco zakłopotany.
— Och, Lily, witaj. Jak podobają ci się zdjęcia? — zapytał Ian, odwracając się w jej stronę.
— Fantastyczne. Niesamowite. Magiczne. Już rozumiem, co Ivy miała na myśli, mówiąc, że zakochała się w pana twórczości... — powiedziała, patrząc na Nicholasa, który wyglądał na szczerze zaskoczonego.
— Jeśli Ivy tak mówi... Trudno jej zaimponować...  — Ian klepnął go w ramię.
— Była bardzo podekscytowana tymi zdjęciami. Wiele mi o nich mówiła i teraz w pełni rozumiem... Są wspaniałe. Gratuluję... A mówiąc o Ivy, gdzie ona jest? — Nachyliła się lekko, bo hałas stawał się coraz większy.
— A nie spotkaliście jej? — zdziwił się Nicholas.
— Jesteśmy tu od czterdziestu minut i ani widu, ani słychu z jej strony...
— Ivy się zwolniła... — warknął James, podchodząc do nich powoli. — I wzburzona wyszła z galerii. Bardzo profesjonalnie...
— Kiedy?! — Lily nie ukrywała wrogości.
— Ponad godzinę temu. — Wywrócił oczami.
— A dziwisz się?! — krzyknęła, czując, jak Alex kładzie jej dłoń na ramieniu. — Trzymałeś ją tutaj ze względu na nazwisko i wygląd. Wiedziała o tym. Powinieneś się cieszyć, że nie zrezygnowała przed wystawą, bo nikt by tego nie zrobił tak jak ona. — Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i ruszyła do wyjścia. Po drodze wyciągnęła telefon i starała się dodzwonić do przyjaciółki.
— Może po prostu pojechała do domu... — powiedział cicho Alexander, stając obok niej. 
Po chwili dołączył do nich Ian, Nicholas i jeszcze jeden około trzydziestoletni mężczyzna.
— Zależało jej na tej wystawie. Nie wyszłaby ot tak... Mówiła, że poczeka, aż przyjdziemy, a potem razem gdzieś wyskoczymy... — mruknęła, odsuwając od siebie telefon.
— Pojadę zobaczyć w mieszkaniu... — powiedział nieznany jej mężczyzna. — Ryan, brat... — dodał, wyciągając w jej stronę dłoń.
— Ach, to o tobie się tyle nasłuchałam... Pojadę z tobą, dobrze? — Uśmiechnęła się do niego blado.
— Pewnie. Może wpadnie ci po drodze pomysł, gdzie jeszcze mogłaby być. 
— Jadę z wami... — wtrącił się Ian.
— Sprawdzę jeszcze kilka miejsc... — mruknął Nicholas, sięgając po telefon.
— To twój wernisaż... — powiedział Ian.
— Siedzę tam od ponad trzech godzin. Wystarczy...
Odszedł kawałek od pozostałych, żeby wezwać kierowcę.
— Dajcie znać czy jest w mieszkaniu... — dodał i ruszył w stronę mercedesa, który właśnie podjechał.

Wszedł do klubu kilkanaście minut później. Jeśli Ivy była zdenerwowana, to mogła tu przyjść, żeby się napić. Wszedł na taras i popatrzył w dół. Miała charakterystyczny kolor włosów, który rzuciłby mu się w oczy. Nigdzie nie widział jednak jej blond pukli. Zszedł w stronę baru i zaczepił barmana, tego samego, który kiedyś flirtował z dziewczyną.
— Hej... Widziałeś ją tu dzisiaj? — Podsunął mu pod nos telefon ze zdjęciem Ivy.
— Kręciła się tu jakiś czas temu, popijała wino, a potem poszła w kierunku łazienek. Niedawno, więc nie sądzę, żeby wyszła.
— Dzięki... 
Rozglądał się dookoła, ale nie mógł jej dojrzeć. Wszedł w boczny korytarz, żeby zadzwonić i powiedzieć, że dziewczyna do niedawna bawiła się w Marquee. Ledwo wyciągnął telefon, poczuł, jak szczupłe dłonie oplatają jego tors i suną po nim powoli. Musiał przyznać, że miała koszmarne wyczucie czasu.
— Stęskniłam się za tobą... — szepnęła i przygryzła jego ucho. 
Czuł, jak przywiera całym ciałem do jego pleców. Spojrzał w dół i zobaczył, że ma odsłonięte przedramiona, jednak dostrzegł niebieskie rękawy. Podsunęła rękę z tatuażem w górę, jakby chciała się do niego przytulić. Jednak druga dłoń nadal przesuwała się w dół. Wciągnął powietrze, starając się skupić na tym, co miał zrobić.
— Szukałeś mnie? — mruknęła, dotykając dłonią jego podbrzusza. Musnęła palcami skórę pod materiałem drogiej, białej koszuli
— Pieprzyć to... — warknął i odwrócił się, przygważdżając ją do ściany. Wpatrywał się w niebieskie oczy dziewczyny, która z łobuzerskim uśmiechem, obserwowała jego zaskoczenie. — Powinienem wiedzieć... — mruknął. 

2 komentarze

  1. Mam wrażenie, że ten rozdział, był przełomowy i chyba jest jednym, jak do tej pory, z moich ulubionych. Czytałam go chyba ze dwa razy, by nic nie pominąć. Tak więc w końcu odbyła się ta głośna wystawa, która, jak można było przypuszczać, wypadła wspaniale. Ivy zwolniła się z pracy, tak jak zapowiedziała, i uwolniła się od wrednego szefa. Brawa dla niej, że zrobiła to pięknie, kończąc swoją dotychczasową karierę w wielkim stylu. Bardzo zaskoczyła mnie relacja Nicholasa z ojcem Ivy. Nie sądziłam, że mężczyzna uczył się sztuki fotografowania od jej ojca. To musiało naprawdę zaboleć dziewczynę, skoro jej ojciec nie chciał poświęcić jej chwili na naukę czegoś, co dziewczyna lubi bardzo robić, a wziął pod swoje skrzydła obcego człowieka. Tym bardziej, że w konsekwencji ojciec bardziej był dumny z Nicholasa niż z Ivy – to był dla niej cios poniżej pasa. Trzymam kciuki za dziewczynę, żeby zaczęła robić tak genialne zdjęcia, żeby jej ojcu zrobiło się łyso :) Ta kobieta zasługuje na to, żeby ktoś docenił ją jako artystkę a nie za wygląd i nazwisko, jak to do tej pory robił jej były szef. Nicholas musiał poznać trochę prawdziwą Ivy. Tylko on przypuszczał dokąd mogła udać się kobieta. Żałuję jedynie, że Nicholas w końcu odkrył, że Ivy i dziewczyna z tatuażem to ta sama osoba. A liczyłam po cichu, że może jednak jeszcze troszkę pociągniesz ten wątek :)

    Oczywiście nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo jak zapewne wiesz, albo nie wiesz, to właśnie „Girl with the orchid tattoo” jest zdecydowanie moim ulubionym blogowym opowiadaniem :) 

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi miło czytać takie komentarze! :) Bardzo dziękuję :)

      Zacznę od tego, że faktycznie Nick będzie zazdrosny i bardzo opiekuńczy w stosunku do dziewczyny, bo widzi jaka ona jest pod tą swoją maską pewności siebie. Ale to wszystko, mam nadzieję, że stopniowo będzie się rozwijać.

      Relacja Ivy z ojcem jest dość... zagmatwana. Ale niestety jeszcze trochę czasu minie zanim to się wszystko wyjaśni. Jednak Ian ma swoje powody by być taki a nie inny w stosunku do córki. Nie była w przeszłości święta ;) Ale fakt, widok ojca z Nickiem był dla niej ciosem.

      Cóż, wątek klubowy musiał się rozwiązać, bo dochodzimy do przełomowego punktu, gdzie Nicholas i tak i tak odkryłby, że to Ivy jest właścicielką takiego rysunku na ręce :)

      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń