MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

14. take me home

||
Nie miała ochoty otwierać oczu. Było jej ciepło, wygodnie i zdecydowanie wolałaby zostać w tym miejscu cały dzień. Ku jej niezadowoleniu, jasność jaka panowała w pomieszczeniu zaczynała być nie do zniesienia dla osoby, która nie była pogrążona w głębokim śnie. Rozchyliła jedną powiekę, potem drugą. Światło słoneczne od razu ją zaatakowało, ale po kilku sekundach, zaczęła się do niego przyzwyczajać. Przed oczami miała wielkie okno i widok na budzący się Nowy Jork. I białego kota, który spał obok jej nóg.
W tej samej chwili dotarło do niej kilka faktów:
Po pierwsze: bycie w mieszkaniu Nicholasa nie było snem, ani pijacką marą, którą zafundował jej mózg po tym jak dotarła do mieszkania, a potem zasnęła w ulubionej pozycji, czyli z głową i rękami na kanapie i nogami na podłodze.
Po drugie: faktycznie widok z łóżka był oszałamiający i mogłaby się z nim budzić każdego ranka.
Po trzecie: była w sypialni głównej, a to doprowadziło do wniosku czwartego: musiała być bardziej pijana i zmęczona niż myślała, bo średnio pamiętała jak się tu znalazła.
Odwróciła głowę na bok i zobaczyła, że właściciel tego miejsca, nadal jest pogrążony w głębokim śnie. Wargi miał lekko rozchylone, cienka narzuta okrywała go tylko do pasa, prawą rękę miał założoną pod głowę, a lewą, położoną na umięśnionym torsie. Ivy była w ciężkim szoku, że spał obok niej ktoś tak wyglądający: wysportowany, ale nie napakowany. Miał ładnie zarysowane mięśnie brzucha, które schodziły się w kształt litery V, znikającej pod materiałem. Zamknęła oczy chcąc się uspokoić, bo miała ochotę zsunąć narzutę niżej. Zacisnęła dłonie w pięści i powstrzymała się przed tym jakże zuchwałym gestem. Dotychczas nie sypiała w łóżku z żadnym mężczyzną. Ale takie widoki były za dobre i teraz żałowała, chociaż Damien nie wyglądał aż tak dobrze. Jedyne co nie pasowało do tego obrazka, to poszarpana blizna na jego lewym ramieniu. Nie znała się na tym zupełnie, ale z wiedzy wyniesionej z filmów, wysnuła wnioski, że mogła być to pamiątka po postrzale.
Spojrzała w dół i odkryła, że ona nadal jest ubrana w jego koszulkę i bieliznę. Czyli nie był na tyle bezczelny, żeby ją rozbierać. Normalnie sypiała nago, ale w takiej sytuacji, wolała mieć na sobie ubranie. Czuła, że jej głowa pulsuje, więc pierwszym zadaniem, było znalezienie wody. Zaskoczona stwierdziła, że nie musi szukać daleko, bo szklanka, wypełniona przezroczystym płynem, stała na szafce koło łóżka. Wypiła jej zawartość na raz i powoli wstała, żeby udać się do łazienki. Po drodze zabrała z torebki telefon. Było po dziewiątej, więc mogła spokojnie zadzwonić do ojca. Wciągnęła głośno powietrze i zamknęła za sobą drzwi.
— Hej... — mruknęła, gdy Ian odebrał. 
— Wszystko w porządku? — zapytał nieco zaniepokojony.
— Tak. Wszystko okey... Nicholas się mną porządnie zaopiekował... — powiedziała cicho. — Nie byłam aż tak pijana. — Wywróciła oczami. — Ale uparł się, że nie powinnam siedzieć sama w mieszkaniu.
— Słusznie. Co ci strzeliło do głowy z rzuceniem pracy w takiej chwili? 
— Ten facet był bezczelny. Sugerował okropne rzeczy i przed wystawą trochę przesadził. Nie chciałam robić z tego sceny, ale... wkurzyłam się i mnie poniosło. Przepraszam, zniszczyłam wam wieczór i sprawiłam, że się martwiliście.
Stanęła między oknem, a wanną, opierając się o jej krawędź i zawieszając wzrok na odległych budynkach.
— Nicholas to porządny człowiek. Dobrze, że cię wczoraj znalazł. — Odchrząknął nagle, jakby zbierał się do powiedzenia czegoś istotnego. — Ehmm... Trzymaj się i uważaj na siebie. Fantastyczna wystawa, Ivy — mruknął. 
Cieszyła się z pochwały, ale brak w niej było entuzjazmu, którym obdarzył Nicka. Westchnęła głośno, dziękując mu za komplement i rozłączyła się. Zadzwoniła jeszcze do Lily, żeby zapewnić ją, że wszystko z nią w porządku i że spotkają się jutro. Potem wzięła prysznic, po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku godzin, tym razem szorując także włosy za pomocą szamponu Nicholasa. Miała ochotę zostać tam dłużej i pozwalać by ten zapach i ciepła woda ją otulały, ale nie mogła siedzieć pod wodą w nieskończoność. Wyszła, dokładnie się wytarła, starając się odsączyć włosy jak najlepiej i założyła ponownie koszulkę mężczyzny. Jej skóra pachniała jego płynem, więc co chwilę wąchała swoje ręce. 
Kiedy znowu stanęła w sypialni, Nicholas nadal spał, jednak zdążył zmienić pozycję. Teraz leżał na brzuchu, a narzuta zsunęła się na tyle, że mogła zauważyć, że on też nie spał nago. Wciągnęła powietrze i pospiesznie wyszła z pomieszczenia, bo miała ochotę się na nim położyć. I robić wiele rzeczy, których robić zdecydowanie nie powinna. Zamknęła za sobą po cichu drzwi i ruszyła do kuchni. Nadal wychodząc z założenia, że ma się nie krępować, przeszukała wszystkie szafki, w poszukiwaniu jedzenia. Z zadowoleniem stwierdziła, że Nick ma produkty, które jest w stanie wykorzystać do zrobienia dobrego śniadania w zasięgu jej umiejętności.
Po trzydziestu minutach miała gotowe naleśniki z owocami, dżemami do wyboru, syropem klonowym i sokiem pomarańczowym. Zaparzyła też kawę, na wypadek gdyby Nicholas potrzebował kofeiny. Zabrała wszystko na tacę i powoli, bardzo uważnie, zaniosła do sypialni. 
Mężczyzna nadal spał, kiedy postawiła wszystko na stoliku i skuliła się na jednym z foteli. Wprawdzie chciała podziwiać miasto za oknem, ale facet na łóżku przykuwał jej uwagę znacznie bardziej. Patrzyła jak leżał na brzuchu, z ręką pod poduszką. Przygryzła wargę i z nieco nieobecnym wzrokiem wsadziła do ust porcję naleśnika.
— Podoba ci się? — Usłyszała zduszony głos Nicholasa, ale zupełnie się nie speszyła.
— Nawet bardzo — mruknęła.
Mężczyzna podniósł się lekko i rozejrzał po pokoju. Nadal był trochę zaspany, włosy miał rozczochrane, a twarz okraszona była ciemnym zarostem. Nasunął na siebie narzutę i ponownie opadł na poduszki, przejeżdżając dłońmi po twarzy. 
— Masz cztery sypialnie... — powiedziała spokojnym głosem, wpatrując się w niego. —Trzy, odejmując pokój twojej siostry. Dlaczego wylądowałam w twoim łóżku?
— Chciałem mieć cię na oku... — warknął. Wpatrywał się w sufit, ale czuła że dostrzegał łobuzerski uśmiech na jej twarzy. — Plus dwie pozostałe, są teraz nie do końca zdatne do mieszkania. Mały remont...
— Chciałeś mieć mnie na oku przez sen? Spoko... Jak to możliwe, że tego nie pamiętam?
— Zasnęłaś jak cię tu niosłem...
— Ach tak, przecież to mieszkanie jest tak obrzydliwie wielkie, że przejście z punktu A do punktu B zajmuje wieczność.
Zaśmiał się głośno i w końcu podniósł się wsuwając na biodra spodnie dresowe. Przeczesał dłonią włosy i siadł na przeciwko niej.
— Wygląda smakowicie... — Nalał sobie do szklanki sok i upił spory łyk, nie spuszczając wzorku z blondynki.
— Nie chwal zanim nie spróbujesz... Mam dwie lewe ręce w kuchni...
— Jest pyszne... — dodał, gdy zjadł pierwszy kęs.
— To jedna z... pięciu rzeczy którą umiem zrobić i nie spalić kuchni... I nadaje się do skonsumowania. — Uśmiechnęła się szeroko, dumna że cokolwiek jej wyszło w zakresie gotowania.
Wybuchnął śmiechem i odchylił, żeby wygodnie się rozsiąść na fotelu. Jedli w ciszy, obserwując miasto pod nimi.
— Więc to ty byłeś tym złotym dzieckiem... — Przerwała w końcu ciszę i spojrzała na niego. Upiła łyk soku i odstawiła pustą szklankę na tacę.
— Złotym dzieckiem? — Uśmiechnął się znad filiżanki z kawą.
— Jak mama jeszcze żyła, ojciec wracał często z Nowego Jorku pełen energii, zachwycony, opowiadał, że uczy takiego dzieciaka, który robi fantastyczne zdjęcia. Wierzył, że osiągnie sukces... Kiedy mama zmarła, dopóki go uczył, kochał sztukę, a kiedy tamten poszedł na swoje... Mój ojciec zerwał z tym wszystkim. Ale rany... Jak on o tobie mówił... Dlaczego nie powiedziałeś, że się znacie?
Wzruszył ramionami. 
— Nie byłem pewny co mówił o mnie w przeszłości. I myślałem, że potraktujesz mnie inaczej... Bardzo źle, że o tym nie wiedziałaś? — Uśmiechnął się i wstał z miejsca.
— Nie bardzo. Jestem raczej zszokowana — odparła spokojnie.
— Wezmę prysznic i odwiozę cię do domu. Dzięki za śniadanie... Było naprawdę pyszne... — powiedział, nachylając się, by pocałować ją w czoło.
Kiedy zniknął za drzwiami, zebrała swoją sukienkę i przebrała się w to, w czym była wczoraj. Nie miała przy sobie żadnych kosmetyków, nie wspominając o szczotce, więc po prostu związała włosy w niechlujnego koka, a twarz przetarła dłońmi, stwierdzając że skoro Nicholas już ją widział w wersji porannej, może machnąć na to ręką. Zresztą nie wyglądała bardzo źle. 
Potem posprzątała po śniadaniu, wynosząc wszystko do kuchni.
— Trochę się rządzisz, hmm? — zaśmiał się Nicholas, wchodząc do pomieszczenia w chwili gdy chowała wszystko do zmywarki.
— Wybacz. Mówiłeś: nie krępuj się. To się nie krępuję. — Uśmiechnęła się szeroko i oparła ręce na biodrach.
Miał na sobie granatowy, trzyczęściowy garnitur, błękitną koszulę i czarny krawat. Zdążył się już ogolić, a włosy zaczesał gładko do tyłu. Prezentował się naprawdę dobrze i Ivy na chwilę zapomniała o manierach, intensywnie się w niego wpatrując.
— Słusznie. Chodź. Podwiozę cię do domu w drodze do biura... — Wystawił w jej stronę dłoń. 
Zmarszczyła brwi i niepewnie ją ujęła.
— Pracujesz dzisiaj?
— Słyszałem, że jestem pracoholikiem... Ale przez wyjazd, muszę teraz nadrobić parę spraw. A potem zobaczyć się z rodzicami... 
Wsiedli do windy, w której dziewczyna wbiła się w jedną ze ścian i gdyby mogła, stopiłaby się z powierzchnią za plecami. Nicholas stał po drugiej stronie, z wyciągniętymi, skrzyżowanymi w kostkach nogami i dłońmi skrzyżowanymi na torsie.
— Nie przepracuj się... — powiedziała, lekko przygryzając wargę.
— Postaram się.
Uśmiechnęła się do niego. 
— Chyba trzeba sprawdzić jak recenzje wystawy, co? 
— Och, cholera! — krzyknęła, wyciągając telefon.
Rano widziała wiadomości, ale nie zwracała na nie uwagi. A powinna. Recenzje i sprzedaż fotografii nadal powinny być na szczycie jej priorytetów. Odebrała pierwszą.
— Mam wieści. Wszystkie zdjęcia się sprzedały.
— Świetnie... 
— Zarobiły ponad dwieście tysięcy, nieźle... Z tego co widzę, dwadzieścia tysięcy pójdzie na galerię... Reszta...
— Reszta na organizację pomagającą weteranom wojennym. Ale czekaj, czekaj... Ile? Tych ludzi popieprzyło? Te zdjęcia nie są tyle warte... — mruknął, wychodząc na podziemny parking.
— Twoje nazwisko nadal jest gorące w świecie fotografii... Koneserzy i pasjonaci są w stanie dać wiele, bo ile twoich zdjęć zostało kiedykolwiek sprzedane?
Zamyślił się na chwilę.
— No właśnie, niewiele. Teraz wystawiliśmy dziesięć fotografii, chociaż spokojnie mogliśmy dać więcej, bo dwa krajobrazy są nietknięte.
— Jeden z nich jest dla ciebie.
— Słucham? — warknęła, zatrzymując się gwałtownie.
— Jedna z tych fotografii jest dla ciebie. Druga dla twojego ojca — mruknął, niecierpliwie stukając o srebrną karoserię samochodu. — To zdjęcie, które ci się tak podobało...
— Dlaczego?
— Bo przygotowałaś świetną wystawę i ci się należy... — Zachęcił ją, żeby w końcu wsiadła do samochodu.
Ruszyła się z miejsca i w końcu wślizgnęła się do środka.
— To nie podlega dyskusji, więc zaakceptuj ten fakt, uśmiechnij się i podziękuj...
— Dziękuję. — Nie uśmiechnęła się.
— Nie ma za co. — Odpalił silnik i wyjechał na ulice Nowego Jorku.
— Cóż, w ciągu tygodnia pieniądze będą wpłacone na konto galerii. Możesz od razu wydać polecenia przelania całości na konto organizacji, albo dopilnować tego sam.
— W porządku... Przejadę się i powiem temu gnojowi, co o nim myślę... Aż mnie skręca, jak sobie pomyślę, że dostaną część dochodu.
Widziała, że był wściekły. Zaciskał palce na kierownicy i wpatrywał się w drogę przed nimi.
— Na galerię idzie dziesięć procent. Z tego pięć dla mnie, cztery dla ekipy i jeden dla nich. Oni zarobią w inny sposób za to... A teraz się uspokój, zanim nas zabijesz. — Skrzywiła się i odwróciła bokiem, żeby popatrzeć na jego profil. — Recenzje są wspaniałe. Przynajmniej z tego co piszą mi w wiadomościach ludzie.
— To znaczy, że dobrze się spisałaś.
— Nicholas, to twoje zdjęcia, ja je tylko wyeksponowałam.
Nim się obejrzała, samochód zatrzymał się pod jej domem. Spojrzała najpierw na drzwi wejściowe, a potem na Nicholasa, który nie ruszył się ani o milimetr. Patrzył na nią uważnie, czekając na jej krok.
— Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś... Nie popisałam się wczoraj...
— Nie było tak źle. W końcu nie byłaś aż tak pijana... — Starał się naśladować jej wczorajszy głos, gdy usilnie wmawiała, że jest tylko wstawiona.
— Zmęczona, podpita i pewnie zasnęłabym czekając na metro... Albo jak zwykle w idiotycznej pozycji na kanapie. Ale ty, jak rycerz w lśniącej zbroi, przybyłeś mi na ratunek.
Ich śmiech zmieszał się w jeden dźwięk, wypełniający wnętrze samochodu.
— Daleko mi do rycerza...
— Nicholas... Czy ty chciałeś mnie poznać, bo jest córką Iana? Dlatego chciałeś, żebym zorganizowała wystawę? Powiedz szczerze. — Popatrzyła na niego swoimi hipnotyzującymi, niebieskimi oczami.
— Chciałem cię poznać, bo wydawałaś mi się fascynująca. Twoja wizja tej wystawy odpowiadała moim wyobrażeniom i oczekiwaniom. Kiedy przychodziły inne zespoły, były jak twój były szef, a ty... Zachowywałaś się jak natchniona artystka... Czy taka odpowiedź panią zadowala? — Nachylił się w jej stronę i skupił jej uwagę na swoich oczach.
— Ta... Powiedzmy, że zadowala. — Uniosła do góry kącik ust. — Sprostałam twoim wyobrażeniom?
— Może... — powiedział z lekkim uśmiechem. — Spotkaj się ze mną w piątek.
— Następna lekcja fotografii? — Uśmiechnęła się nieznacznie, nie chcąc zdradzić, jak bardzo ją to cieszy. Podobała jej się nauka pod jego okiem: był opanowany, dawał konkretne rady, pomagał się ustawić, a potem szczerze wypowiadał się na temat tego co zrobiła.
— Tak. Trwająca cały weekend.
— Cały weekend?! — pisnęła zaskoczona.
— Przygotuj aparat. Zabierz laptopa i trochę ubrań. Polecałbym jakieś swetry i kurtki. Waszyngton bywa kapryśnym stanem...
Nie mogła się powstrzymać przed szerokim uśmiechem, który pojawił się na jej twarzy. Zabierał ją pożeglować. Z trudem ukryła podekscytowanie.
— Powinnam ci zaufać? Nie chcesz mnie wykorzystać, porwać dla okupu albo zabić?
— Wtedy twój ociec zabiłby mnie...
— Mało prawdopodobne... — Nachyliła się jeszcze bardziej, żeby pocałować go w policzek.
— Myślałem, że drugą randkę i całowanie mamy za sobą...
— Uznajmy, że weekend jest drugą randką... Wczoraj byłam trochę pijana... Nie upijam się na randkach... — wymruczała i otworzyła drzwi.
— Do zobaczenia, Ivy...

Brak komentarzy

Prześlij komentarz