MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

17. want to get it right

||
Jak przez mgłę pamiętała, że jak zwykle chciała wymknąć się z łóżka, bo nigdy nie sypiała z nikim po seksie. Ale Nicholas przyciągnął ją zdecydowanie do siebie i po raz kolejny doprowadza ją do pełnego spełnienia. Po tym, nie była w stanie się ruszać, więc po prostu pozwoliła się objąć, by po chwili usnąć. 

Rano, była w łóżku sama, chociaż pościel nadal była ciepła po stronie, na której spał Nick. Leżała chwilę patrząc na sufit, bo nadal nie mogła uwierzyć, że w ciągu jednej nocy, przeżyła więcej orgazmów niż przez całe swoje życie. Nie miała pojęcia jakim cudem. Przecież z Damienem seks był całkiem niezły i nigdy nie zakończył się dla niej tak jak powinien. Wcześniejszych zbliżeń nawet nie brała pod uwagę. 
Przeciągnęła się, czując przyjemny ból w mięśniach. Mogła myśleć co chciała i analizować wszystko co się wydarzyło, ale musiała przyznać, że Nicholas był w łóżku naprawdę świetny. Skupiał się na niej, a nie tylko dążył ślepo do zaspokojenia swoich potrzeb. Był namiętnym i silnym kochankiem, który nie zapominał o partnerce. Tu znalazła jeden powód, dlaczego Damien nigdy jej nie zaspokoił. 
Podniosła się z łóżka, poszła pod prysznic, a potem weszła na górny pokład. Zjadła przygotowane śniadanie, wzięła aparat i ruszyła na dziób. Nicholas siedział na samym środku, twarzą skierowaną w stronę, w którą płynęli. Stanęła za nim.
— Planowałem zdjęcia o wschodzie słońca... Ale chyba byłbym skończonym skurwysynem, gdybym cię wyciągnął z łóżka o piątej rano... — mruknął, odchylając się do tyłu i opierając o jej nogi. 
Uśmiechnęła się pod nosem i zrobiła mu zdjęcie.
— Racja. Zmieszałabym cię z błotem i wyrzuciła z pokoju.
A teraz zrobiłaby dosłownie wszystko, żeby zaciągnąć go do niego z powrotem. 
Zdzira.
— Lot mamy o trzynastej. Za jakieś trzy godziny będziemy w Vancouver. A to daje nam jeszcze trzy godziny zdjęć. Siadaj — rozkazał i przesunął się nieznacznie.
Zajęła miejsce obok niego i spojrzała w ten sam punkt.
— Obiektywy lubią przekrzywiać. Czasami wydaje się, że w wizjerze jest prosto, a jednak zdjęcie tak nie wychodzi...
— Są programy do obróbki, można to poprawić... — Wywróciła oczami i spojrzała na jego profil.
— Kiedyś ich nie było. I trzeba było sobie radzić. Nie możesz wychodzić z założenia, że wszystko można poprawić w programie. Trzeba dążyć do tego, żeby tych mankamentów było jak najmniej. Na wiele rzeczy masz wpływ podczas robienia zdjęć. Co innego, gdy starasz się coś zrobić na szybko, może nie wyjść, ale kiedy się skupiasz, możesz krzywiznę wyeliminować. Zrób zdjęcie poręczy. Ma być idealnie równo. Nie puszczę cię dopóki nie będę zadowolony. — Odchylił się do tyłu, by po chwili opaść na plecy i utkwić wzrok w niebie. 
Ivy otworzyła szeroko oczy, zaskoczona.
— Rany, ale z ciebie dupek. Nie mogłabym ci pokazać jaka jestem prosta... W łóżku? — mruknęła, spoglądając przez ramię.
Mężczyzna leżał z rękami pod głową i zamkniętymi oczami. I miała dwie opcje: albo wykonać polecenie, albo go zignorować i go dosiąść, nie przejmując się załogą, która mogła to zobaczyć. Ostatecznie, z trudem, skupiła się na poręczach. Po trzydziestu minutach wcisnęła mu w dłonie aparat z wyrzutem malującym się w oczach i odwróciła się plecami, żeby nie widzieć jego reakcji. 
— Wiesz, że już trzecie zdjęcie ci wyszło, prawda? — Podniósł się do pozycji siedzącej i oddał jej aparat.
Wyrwała mu go z ręki z obrażoną miną.
— Tylko dlatego, że wskoczyłem ci do łóżka, nie sprawi, że dam ci taryfę ulgową... — Szepnął wprost do jej ucha i przygryzł jego płatek. — Dobrze zrozumiałem, że nie całujesz się na pierwszej randce, ale uprawiasz seks na drugiej?
Pisnęła zaskoczona i dźgnęła go łokciem w żebra. Potrzebowała chwili oddechu. Musiała zastanowić się co dalej i jak sobie wyobraża to wszystko. Dotychczas zależało jej na tym, żeby go w końcu zaciągnąć do łóżka. A teraz?
— Słuchasz mnie? 
Odwróciła się w jego stronę. Przypatrywał się jej. 
— Wybacz... Co mówiłeś?
Wypuścił głośno powietrze.
— Mówiłem, że zachowałem się jak totalny palant i dałem się ponieść wczoraj... To było skrajnie nieodpowiedzialne i...
— Och, nie przejmuj się. Mam implant — mruknęła, wiedząc co ma na myśli. Nie zabezpieczyli się. Normalnie powinna wpaść w panikę, ale już jakiś czas temu zrozumiała, że kiepsko u niej z pilnowaniem by brać tabletki. 
Wysunęła rękę do przodu i pokazała przedramię. Pod napiętą skórą widać było cieniutki przedmiot.
— Jeśli nie jesteś chory to nie musisz się przejmować. Lubię zapominać i czasami zapominałam o tabletkach... Lekarka stwierdziła, że to lepsze rozwiązanie, bo na pięć lat mam z głowy myślenie czy wzięłam leki czy nie... — Wzruszyła ramionami. 
— Och, okey. Dobrze wiedzieć.
— Nie pozwoliłabym ci na nic gdyśmy nie mieli zabezpieczenia... — mruknęła. — Raz w życiu wystarczy mi paniki czy nie zaliczyłam wpadki — Uśmiechnęła się nieznacznie i wstała. — Idę sprawdzić czy wszystko mam spakowane...

Przespała prawie cały lot. Dziękowała losowi, że udało jej się przymknąć oczy i odpłynąć, bo naprawdę nienawidziła latać. Kiedy wysiedli w Nowym Jorku, było po dziewiętnastej. Kierowca miał odwieźć ją do mieszkania, a potem zabrać Nicholasa do domu.
— Czemu orchidea? — zapytał nagle, gdy wpatrywała się w zmieniający się krajobraz za oknem, bezwiednie kładąc rękę blisko jego uda.
— Orchidee oznaczają zmysłowość i doskonałość... —Wzruszyła ramionami. — Sfera zmysłowa jest dla mnie ważna. A do doskonałości każdy dąży, czyż nie? — mruknęła. — Dobra, lubię te kwiaty, nie ma tu za dużo filozofii ukrytej. — Zasłoniła dłonią usta i zaśmiała się jak mała dziewczynka. W końcu westchnęła. — Mak podobno oznacza przelotną namiętność, poza tym jest w kolorze czerwonym...
— A lawenda?
— Niby oznacza brak zaufania. — Spojrzała przed siebie.
— Następna lekcja: zdjęcia w ruchu... — powiedział, spoglądając przez przednią szybę na ulicę, na której się znajdowali. Chciał zmienić temat, bo widział, że dziewczyna nieco się zamyśliła. Wiedział też, że za moment się zatrzymają, a ona wysiądzie.
— Kiedy?
— Dam ci znać... Muszę wszytko zaplanować.
— Okey... — szepnęła, nachylając się i go całując. 
Przyciągnął ją do siebie i zamknął w silnym uścisku. 
— Muszę lecieć. 
— Pomóc ci?
— Nie. Zabiorę wszystko... — powiedziała i wysiadła z samochodu, a kierowca wyciągnął jej rzeczy z bagażnika.


— Mówiłam! — Lily uniosła ręce do góry i zaśmiała się głośno. — Wiedziałam, że to się tak skończy!
— Nie ekscytuj się. 
— Czekaj, czekaj... A nie mówiłam! 
— No mówiłaś, mówiłaś... Usatysfakcjonowana?
Archiwum galerii znajdowało się w Jersey City, niedaleko rzeki Hudson, więc gdy miała przerwę na lunch, a jej przyjaciółka była gotowa przyjechać do niej, żeby tylko usłyszeć najnowsze ploteczki, Ivy zdecydowała się kupić im coś do jedzenia na wynos i siąść na bulwarze i wpatrywać się w Manhattan. Jej ulubiony widok. Ugryzła kęs kanapki z kurczakiem w sosie curry i spojrzała mimochodem na Jedynkę.
— Więc, jak było?
— Nieźle... Wiele mi poradził w kwestii fotografii. A okolice Vancouver są niesamowite. Móc tam żeglować to czysta przyjemność... Mam już kilka fotek na wystawę...
— Bardzo się cieszę, pytałam jaki jest Nicholas w łóżku. Wygląda na ogiera... 
Ivy wypluła z ust herbatę, mocząc przy tym spodnie. 
— Słucham?
— No nie wygląda mi na takiego co to klasycznie lubi... — zaśmiała się Lily, wyciągając z torebki paczkę chusteczek i podtykając pod nos przyjaciółki.
— Zależy co rozumiesz przez 'klasycznie'. — Blondynka skupiła się na materiale i usilnie starała się wytrzeć nadmiar płynu, a potem wystawić go do słońca, żeby wyschło.
— Cóż... Na pewno nie należy do tych spokojnych. Dominuje?
— Chryste, Lily! Nie związał mnie, nie zakazał na siebie patrzeć czy dotykać, nie dostałam klapsów. Był zdecydowany i pewny tego co robi... O i nie był w centrum swojego zainteresowania, jak Damien. Wiele ci powie fakt, że doszłam? — mruknęła, wycierając twarz.
— TY?! To jest świetny w łóżku... Jak doprowadził ciebie do końca to... 
— Nie jeden raz...
— Chyba powinnam mu podziękować. — zaśmiała się dziewczyna. — Może w końcu przestaniesz być taką zołzą!
— Że co?!
— To potwierdzona badaniami informacja: kobieta bez dobrego pieprzenia jest wredna i sfrustrowana.
— Co ty pierdolisz? — mruknęła Ivy, krzywiąc się nieznacznie i patrząc niepewnie na przyjaciółkę. Zaczynała wierzyć, że traci zmysły. Lily wariowała. — Nikt nie robił takich badań. A ja nie byłam sfrustrowana... 
— O, przyznajesz się, że bywasz wredna! Orgazm rozładowuje napięcie.
— Oszalałaś do reszty... — Zgniotła papierek po kanapce i wrzuciła go do pobliskiego kosza, po czym stanęła nad przyjaciółką z rękami skrzyżowanymi na piersiach. 
— Wydajesz się mniej spięta...
— Lily, jedna noc, kurwa! Jedna! To nie tak, że nagle wszystkie moje problemy się rozwiążą, bo facet mnie w końcu w pełni zaspokoił...
Lily zmrużyła oczy.
— Powinnaś się z nim spotkać jeszcze raz...
— Nie będzie z tego związku, wiesz, że się w to nie bawię.
— Nie mówię o związku, głupia! Możesz mieć układ jak z Damienem, nie? Trochę cię podszkoli z fotografii i nie tylko... — Uniosła śmiesznie brwi i szturchnęła ją ramieniem. 
Ivy uśmiechnęła się z politowaniem i pokręciła głową. Jej telefon oznajmił, że dostała wiadomość.
Przyjedź do mojego biura
— Pieprzony dupek... — warknęła pod nosem.
— Ale dobry w łóżku... — zaśmiała się Lily i odeszła w stronę samochodu.


Starała się przeanalizować wszystko co robiła. Każde za i przeciw. Ignorowanie jego wiadomości nie było zbyt mądrym posunięciem. Nie chodziło o to, że może nagle wpaść do jej mieszkania i roznieść je na strzępy, ale raczej o to, że wyszła na chowającą urazę gówniarę. Ale przecież miała plan. Musiała postawić sprawę jasno i zaznaczyć granice. 
Więc w środę, kiedy to udało jej się umówić na oficjalne spotkanie, założyła obcisłą granatową sukienkę, trampki, a włosy upięła do góry w niedbałego koka. Nie zrobiła zbyt ostrego makijażu, ale pociągnęła usta czerwoną pomadką, co nie często jej się zdarzało. Do torebki wsadziła telefon i portfel i ruszyła w stronę stacji metra. Jak na jej gust, wyglądała fantastycznie.
Trzydzieści minut później nachylała się nad biurkiem sekretarki, upewniając ją, że jest umówiona. Nie zdążyła przejść połowy korytarza, gdy drzwi do gabinetu się otworzyły.
— Ivy... Mam zaraz spot... — mruknął zaskoczony jej widokiem Nicholas.
— Tak, ze mną. — Wyminęła go w drzwiach i od razu skierowała się na krzesełko na przeciwko jego biurka.
Powiedział coś do sekretarki i zatrzasnął drzwi.
— Wiesz, że żeby się ze mną zobaczyć nie musisz się umawiać.
— Ale to jest spotkanie biznesowe... — powiedziała spokojnie, zakładając nogę na nogę i obserwując jak odpina guzik marynarki i zajmuje miejsce na przeciwko, po drugiej stronie biurka.
Nie golił się od ich wyjazdu, więc jego szczęka była okraszona ciemnym, krótkim zarostem, a włosy rozczochrane. Musiała się uspokoić, zanim zacznie z nim rozmawiać.
— Słucham więc... — Oparł dłonie na fotelu i popatrzył prosto w jej oczy.
— Będę szczera i wyjaśnię wszystko zanim się skomplikuje, albo wyniknie nieporozumienie. Nie bywam w związkach. Nie zakochuję się, nie rozmawiam o uczuciach... — wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu. — Cenię twoją pomoc i nie chciałabym tego przerywać. Innych rzeczy też nie. Ale są dwie zasady: nic więcej z tego nie wyniknie i...
— Wyłączność — dopowiedział.
— Oczywiście... — Nachyliła się w jego stronę, a on zrobił dokładnie to samo.
— Sfinalizujemy jakoś umowę? — szepnął z łobuzerskim uśmiechem.
Podniosła się i okrążyła biurko, tylko po to, żeby po chwili usiąść na jego kolanach. Przekrzywiła lekko głowę, jakby się nad czymś zastanawiała. Przygryzła lekko dolną wargę.
— Łatwo poszło... — mruknęła.
— Liczyłaś, że będę się stawiał i kategorycznie odmówię? — Uniósł do góry jedną brew w rozbawieniu.
— W sumie nie wiem czego się spodziewałam... 
Przysunęła się bliżej, żeby go pocałować. Objął ją mocno w talii przyciskając do swojego ciała.
— Zignorowałaś moje wiadomości... — Przygryzł mocno jej wargę.
— Nie jestem pieskiem, który przybiegnie jak zawołasz... Mówiłam. — Oburzyła się.
— Więc ja też nie muszę?
— Oczywiście, że nie. Ale miło gdybyś mnie nie ignorował następnym razem... — warknęła, schodząc pocałunkami po jego szczęce aż do szyi.
— To działa w dwie strony...
— Okey... — wymruczała, czując jak wsuwa dłonie pod materiał jej sukienki.
— Mam spotkanie za trzydzieści minut...
— Świetnie... — Zsunęła dłonie na jego rozporek i zaczęła go rozsuwać. — Wystarczająco dużo czasu...

Nadszedł koniec I części.
Wracam za miesiąc, może mniej. Muszę pomyśleć co dalej z tym wszystkim zrobić i czy publikować. Chociaż jak to powtarzają: gdy chociaż jest jeden odbiorca, warto dalej ciągnąć.
Do napisania!

Brak komentarzy

Prześlij komentarz