MIŁOŚĆ NIE JEST OKRUTNA TO MY JESTEŚMY OKRUTNI MIŁOŚĆ NIE JEST GRĄ TO MY ZROBILIŚMY GRĘ Z MIŁOŚCI

Ważne

Następny rozdział: 06.08.2017

Rozdziały pojawiają się co jeden lub dwa tygodnie. Nie informuję o tym, zatem polecam obserwować bloga lub zwracać uwagę na to miejsce, ponieważ data czy informacja o ewentualnych opóźnieniach, zawsze pojawią się właśnie tutaj.

Wszystko co znajduje się na blogu jest wytworem mojej wyobraźni. To fikcja literacka osadzona w realnym świecie. Niektóre elementy fabuły mogą nie zgadzać się z faktycznymi wydarzeniami.

Pragnę zaznaczyć, że w tekście mogą pojawić się wulgaryzmy czy treści o zabarwieniu erotycznym.

Na blogu pojawia się opowiadanie autorskie, które jest stworzone tylko i wyłącznie przeze mnie. Zakazane jest kopiowanie treści.

Drogi czytelniku, każda opinia jest na wagę złota, dlatego jeśli przeczytałeś to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)

Popularne posty

16. let's just cruise

||
objął dłońmi
mój umysł
nim sięgnął
ku talii
biodrom
albo ustom
nie nazwał mnie
piękną najpierw
nazwał mnie
wyjątkową
jak mnie dotyka
-rupi kaur

Bardzo powoli wyszedł na chodnik, nie spuszczając oczu z blondynki. Stała oparta o jego czarnego mercedesa, wyglądając tak seksownie, że poczuł ucisk w spodniach. Miała na sobie krótkie, jeansowe szorty, długie sportowe skarpetki w czarnym kolorze i luźny czarny t-shirt. Oczy zasłaniały klasyczne czarne Wayfarery. Nogi miała wyciągnięte przed sobą i skrzyżowane w kostkach. Rozmawiała z jego kierowcą, uśmiechając się szeroko. Szedł w tamtym kierunku pewnym krokiem.
— Któż to? — zapytał nagle Charlie. 
Nicholas przypomniał sobie, że jego przyjaciel na wystawę przyjechał trochę później, bo nie zdążył wrócić z Chicago, a Ivy nigdy nie spotkał.
— Czekaj, to nie ta dziewczyna z Marquee?!
— Taa... — Podszedł do niej. — A jednak...
— Jak mnie wkurzysz, to wyrzucę cię za burtę... — Skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się cynicznie. — Ivy King... — Wyciągnęła dłoń w kierunku Charliego.
— Charlie Williams... Poznaję ostatnio sporo Kingów... — powiedział, patrząc jej prosto w oczy i ściskając jej dłoń.
— Ach, Ryan. Dobrze sobie radzi?
— Znacie się? — Zainteresował się mężczyzna, podczas gdy szofer, pakował jego walizkę do bagażnika.
— To mój brat... 
— Podwieziemy Charliego na lotnisko. A raczej podwieziesz go... — mruknął Nicholas, spoglądając na swojego pracownika. — Na Teterboro.
— Oczywiście panie Collins — odparł mężczyzna.
— Świetnie, to wy sobie siadajcie z tyłu. Ja dokończę rozmowę z Johnem... — powiedziała blondynka, uśmiechając się do kierowcy.
— Polubiliście się, co? — Wyczuła w głosie Nicholasa lekką irytację.
— Tak, jest zdecydowanie milszy od ciebie...
Charlie wybuchnął głośnym śmiechem, znikając we wnętrzu samochodu. 
— Zasłużyłem sobie...
— Dopiero się rozkręcam, kotku... — mruknęła, nachylając się i całując go w policzek i wsiadając.

— Czemu Charlie nie leci z tego samego lotniska? — zagadnęła, gdy kroczyli po jednym z terminali na lotnisku Newark. 
John pomógł im wnieść bagaże, więc teraz mieli ze sobą tylko podręczne torby z laptopem i aparatami.
— Mamy prywatny samolot... — odparł spokojnie, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę bramki.
— No tak, powinnam się domyślić... — zaśmiała się cicho, zakrywając dłonią usta. 
— Jest zarejestrowany na firmę, na wypadek gdybyśmy musieli gdzieś lecieć służbowo, albo sprowadzić kogoś na rozmowy. Ale od czasu do czasu wykorzystujemy go prywatnie... — Uśmiechnął się łobuzersko.
Gdy tylko weszli do korytarza prowadzącego do samolotu, dziewczyna zamarła. Nicholas odwrócił się nieco zaniepokojony jej gwałtowną reakcją.
— Czy to odpowiedni moment, żeby powiedzieć, że boję się latać?
Mężczyzna zaśmiał się tylko i ruszył dalej. O dziwo, ich miejsca znajdowały się w pierwszej klasie, jednak ku jej zadowoleniu, nie były pojedyncze, ale podwójne. Zajęła swoje i zacisnęła palce na podłokietnikach.
— Ile razy latałaś? — Usłyszała nagle i spojrzała na twarz swojego towarzysza.
— Kilka. Głównie na wakacje...
— Gdzie bywaliście? — dopytywał.
— Raz w Kalifornii. Floryda... Odwiedziny u rodziny w Chicago... Ale nadal mi się marzy wprawa po wszystkich parkach narodowych, a ten strach trochę to utrudnia...
— Czyli lubisz sobie połazić?
— Tak... Z aparatem. Jestem raczej miłośniczką krajobrazów niż ludzi... 
Zamknęła oczy, czując jak samolot powoli zaczyna się wznosić.
— Hej, patrz na mnie...
Kiedy rozchyliła powieki, jego twarz była tuż przy jej, a oczy wpatrywały się w nią, jakby chciał ją zahipnotyzować.
— Czy nie mówiłeś, że lecimy do Seattle? 
— Charlie zacumował jacht w Vancouver. Nawet lepiej... Piękne tereny...
— A gdybym nie poleciała? Straciłbyś pieniądze za bilety... — powiedziała, odwracając na chwilę wzrok i skupiając go na swoich kolanach.
— To nic takiego...
— Powinnam za siebie płacić... To wszystko... To za dużo.
— Twój ojciec mi pomógł, nauczył, uchronił przed upadkiem... Chociaż w taki sposób mogę się wam odpłacić. Nie chcę słyszeć o pieniądzach czy płaceniu. Wszystkim, co związane z naszymi fotograficznymi wyjazdami, zajmę się ja. Niczym się nie przejmuj.
Znowu zacisnęła palce na podłokietniku. Złapał ją za dłoń i delikatnie pogłaskał.
— Czemu Charlie pływa twoim jachtem? — Chciała zamknąć oczy, ale jego wzrok jej nie pozwalał. Czuła jak serce wali jej w piersi i obawiała się, że Nicholas w końcu to usłyszy.
— Jacht jest mój, ale Charlie go pożycza, kiedy ma ochotę popływać. Mamy patenty żeglarskie, często pływamy razem. Zabieramy znajomych i znikamy na kilka dni.
— Znajomych? Ile osób mieści się na tym jachcie?
— Osiem, plus pięć osób załogi.
— Myślałam, że to malutki... jacht...
— W cale nie jest duży. Są takie, na których mieści się znacznie więcej ludzi... — Uśmiechnął się do niej, zataczając palce na jej nadgarstku. 
Jej oddech się uspokajał, a serce nieco zwolniło.
— To jacht motorowo-żaglowy. Czasami zbieramy się w takiej grupie, że załoga nam niepotrzebna, wtedy niektórzy śpią w ich kajutach... Spodoba ci się... Ale pamiętaj, że cię będę uczył — dodał z surową miną.
Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, nadal lekko zdenerwowana tym, że jest w powietrzu i musi zaufać obcym ludziom. Patrzył na nią, chcąc skupić jej uwagę na czymś innym niż lot, ale nie mógł tego robić przez niemal sześć godzin. Nie była pewna czy to przez adrenalinę, czy długi czas oczekiwania. ale po sekundzie, całowała go namiętnie, trzymając dłonie na jego twarzy. Gdyby nie ograniczające ich pasy, przysunęłaby się znacznie bliżej. Jej serce znowu rozpoczęło szaleńczy galop, który został brutalnie przerwany przez stewardesę, która zaczęła pytać pasażerów o ewentualne potrzeby. To oznaczało, że może odpiąć pas i wygodnie się rozsiąść.
— Coś podać? 
Ivy nawet na nią nie spojrzała. Nadal patrzyła na Nicholasa, który poprosił o wodę i whisky.
— Próbujesz mnie uwieść, żebym nie był tak ostry? — szepnął, nachylając się w jej stronę.
— W życiu. Masz być ostry jak brzytwa!
Kiedy stewardesa przyniosła jego zamówienie, Ivy od razu wyrwała mu szklankę z dłoni i opróżniła jednym haustem. Zaśmiał się cicho.
— Nadal zdenerwowana?
Skinęła tylko głową. Zamówił jeszcze raz to samo.
— Możesz się przespać, jeśli to cię uspokoi. Lot potrwa około sześciu godzin.
Skinęła nieznacznie głową, opróżniła kolejną szklankę whisky i wtuliła się w fotel.
— Jakaś trauma? — zapytał nagle. 
— Bujna wyobraźnia i za dużo filmów katastroficznych... — mruknęła, odwracając głowę w jego stronę.
— To co, już się na mnie nie gniewasz?
— Musisz się trochę bardziej postarać...
— Bardzo mi to ułatwiasz... — zaśmiał się cicho i obserwował ją uważnie przez pół lotu, szukając jakichkolwiek sygnałów ataku paniki, ale takowe się nie pojawiły.

Jacht był wypasiony, to musiała przyznać. Był długi i z całą pewnością kosztował bardzo dużo. Nawet nie chciała pytać, bo takie kwoty były dla niej niewyobrażalne. Z drugiej strony wyznawała zasadę: kto bogatemu zabroni. Skoro ktoś zarabiał uczciwe pieniądze, był w stanie za ich pomocą komuś pomóc, a mimo wszystko jeszcze zostawała ich kupa na uciechy, niech je kupuje. 
Wszystko było gotowe do odpłynięcia. Załoga, składająca się z trzech mężczyzn, niemal niezauważalna dla niej. Nicholas wprowadził ją do pierwszej części, na zewnątrz, ale zadaszonej, gdzie znajdowały się kanapy i stoliki. Potem wygodny, nowoczesny salon z niewielką kuchnią i na dół.
— Zajmiesz główną sypialnię... — Otworzył przed nią drzwi do pomieszczenia na samym końcu wąskiego korytarza. Weszła powoli do przestronnego jak na warunki jachtu pomieszczenia z podwójnym łóżkiem kilkoma szafeczkami, telewizorem i drzwiami do niewielkiej łazienki. Wszystko utrzymanie w bieli i odcieniach brązu. Nowocześnie i przytulnie. 
— Będę w kajucie obok... — dodał, stawiając jej torbę na podłodze i opierając się o framugę.
Kiedy wylądowali było po północy i na jacht wsiedli dopiero po pierwszej. Ivy była padnięta i jedyne o czym marzyła to sen, bo w samolocie nie była w stanie tego zrobić.
— Przygotuj się jutro na intensywny dzień — zaśmiał się cicho. 
— Czy mam wstać o konkretnej godzinie, proszę pana?
— Wyśpij się, ale bez przesady... — Puścił jej oczko i zamknął drzwi.
Padła na wygodny materac i niemal od razu usnęła.

Kiedy ponownie otworzyła oczy, było już jasno i bała się, że przespała pół dnia. Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i popędziła do łazienki, po drodze wybierając jakieś wygodne ubranie. Po szybkim prysznicu, jeszcze szybszym ubraniu się, zabraniu laptopa, aparatu i telefonu wypadła z kajuty i wyskoczyła na górny pokład. Śniadanie już na nią czekało. Odłożyła komputer na stolik, przygotowała aparat, chwyciła za jedną z kanapek, dopiero teraz sprawdzając godzinę. Siódma rano.
— Kurwa... — mruknęła pod nosem. Mogła jeszcze poleżeć, a nie zrywać się jak popieprzona. 
Dokończyła kanapki, napiła się kawy i ruszyła w stronę rufy. Znalazła jakiegoś faceta kręcącego się w okolicach steru, ale zignorowała go i przeszła na dziób. Pogoda była idealna: świeciło słońce, po niebie przemieszczały się leniwie białe chmury, które mogły zafundować piękny spektakl światłocienia. Lekki wiatr rozwiewał jej włosy, więc związała je w niedbałego kucyka. Uważnie stawiała kroki, żeby przypadkiem nie spaść do wody. Po drodze zrobiła kilka zdjęć ogromnych, śnieżnobiałych żagli, które prezentowały się świetnie na tle niebieskiego nieba.
Rozejrzała się dookoła. W ciągu nocy dopłynęli do Howe Sound. Otaczały ich góry i pokryte lasami wyspy. Wody zatoki były spokojne, na nadbrzeżach stały zacumowane jachty, a ośrodki powoli się budziły, więc pracownicy leniwie przemieszczali się po plażach i przystaniach. Widać było, że niektóre z nich to bardzo drogie miejsca, w których ci, których na to stać, są w stanie zaznać odrobiny relaksu i spokoju. Daleko stąd do większego miasta, więc to idealna ucieczka od jego zgiełku i zanieczyszczeń.
Nicholasa dojrzała na samym końcu dziobu, z aparatem uniesionym do twarzy i wycelowanym w stronę jednej z gór. Sama skierowała obiektyw na niego i zrobiła zdjęcie, tak jak obiecała. Skoro on robił jej zdjęcia z zaskoczenia, ona też miała to w planie. W końcu odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął szeroko, wysuwając rękę w jej kierunku. Podeszła i ujęła ją. Pomógł jej stanąć niemalże na samym końcu statku i wskazał palcem obiekt, który fotografował. Nie była to góra. Na leżącej na brzegu, grubej gałęzi, siedział spory bielik. Dopiero dopływali do niego, więc spojrzała na aparat mężczyzny. No tak, miał teleobiektyw, który pozwolił mu ściągnąć ptaka z daleka. Musiała szybko zdecydować się na zdjęcie, bo za chwilę, orzeł mógł spłoszony wznieść się w powietrze.

Tak im zleciało pół dnia. Ivy chłonęła każdą jego radę i słowa krytyki, a Nicholas spokojnie dawał jej kolejne zadania i pomagał.
— Głodna? — zapytał, gdy po południu, dziewczyna opadła na pokład i wyciągnęła się na nim, wpatrując w niebo. Zajął miejsce obok niej i spojrzał w tym samym kierunku.
— Uwielbiam robić zdjęcia... — mruknęła, nie zwracając uwagi na jego pytanie. — To miejsce jest piękne. Mogłabym tu zostać dłużej...
— Przywiozę cię tu na dłużej... — Przekręcił głowę na bok, żeby spojrzeć na jej profil.
— Dlaczego jacht nazywa się Blue?
— Lubię niebieski kolor. Kojarzy mi się z brakiem ograniczeń, wolnością... Spokojem... Radością.
— Ładnie... — powiedziała rozmarzonym głosem.
— Masz ostatnie zadanie. Idę przygotować kolację, a ty delektuj się zachodem słońca. Bardzo uważnie. Potem zjemy i zobaczymy co ci wyszło... — powiedział zdecydowanym tonem i pocałował ją w czoło. Zabrał swój aparat i zostawił ją samą. 
Jeszcze chwilę leżała wpatrując się w niebo, które z każdą minutą się zmieniało. Potem podniosła się i zaczęła skupiać się na szczegółach otaczającego ją krajobrazu. Obserwowała jachty i żaglówki, ptaki, ludzi, góry, delektując się najpiękniejszym oświetleniem w ciągu dnia. Złota godzina podczas każdego słonecznego dnia, pokazywała inną stronę świata. Chciała zrobić na nim wrażenie. Chciała mu w końcu zaimponować. Wprawdzie chwalił ją w ciągu dnia, ale nigdy nie powaliła go na łopatki swoimi ujęciami, zawsze powtarzał, że może być lepiej, ze coś może zmienić. Gdy patrzyła na jego zdjęcia, zrobione niemal w tym samym momencie, zaczynała rozumieć o co mu chodzi. Gdy słońce zupełnie zniknęło, a mrok rozpraszały lampy przy wybrzeżach i na jachcie, ruszyła w stronę wnętrza. Otuliła się swetrem i rozpuściła włosy. Wiedziała, że Nick zrobił jej dzisiaj zdecydowanie więcej zdjęć niż powinien. Zresztą, nie pozostała mu dłużna.
Zamknęła za sobą drzwi, bo na zewnątrz zaczęło robić się coraz chłodniej. Roztarła ramiona i położyła aparat koło laptopa. Na stole stał już talerz z jeszcze ciepłymi crostini, na których leżało guacamole i wędzony łosoś. Zaburczało jej w brzuchu, więc spojrzała w stronę Nicholasa, który już wracała z butelką wina i kieliszkami.
— I jak? — zapytał, siadając na jednej z sof.
— Chyba nieźle. Chociaż i tak pewnie niewystarczająco... — Zrobiła naburmuszoną minę i zajęła miejsce obok niego.
— Na pewno coś się znajdzie... — zaśmiał się i podał jej kieliszek.
— Więc oprócz bogactwa i talentu do robienia zdjęć, umiesz gotować? Czy ty jesteś w czymś kiepski? To nudne i bardzo przewidywalne... — mruknęła, gryząc spory kęs grzanki.
— Nie. Jestem perfekcyjny. — Rzucił jej rozbawione spojrzenie i rozłożył laptopa. — Karta... — Wystawił dłoń i dał jej znać, że ma natychmiast ją oddać. 
Kilka sekund później w skupieniu oglądał jej zdjęcia. Wszystkie, nawet te które zrobiła jemu. Odłożyła grzankę, bo chwilowo straciła apetyt. Uśmiechał się by po chwili znowu spoważnieć. Zacisnęła dłonie na dole swetra.
— Jaki wyrok? — spytała w końcu, nie mogąc wytrzymać tej ciszy.
— Nieźle. Kilka ujęć jest naprawdę ciekawych. I nie mówię o tych, na których jestem... — Uśmiechnął się łobuzersko, a ona otworzyła szeroko usta.
— Jesteś bezczelny...
— Trochę. Kilka z nich nada się na twoją wystawę dyplomową. Zdecydowanie lepiej sobie radzisz gdy nie dostajesz konkretnych poleceń, tylko... dajesz się ponieść. 
— Czyli zdałam? 
— Mhmm...
— Och, dzięki, Mistrzu! — mruknęła z ironią.
— Powinnaś robić więcej zdjęć ludzi...
— Może jutro potrenuję... — przysunęła się do niego. To była dla niej szansa na zrobienie tego, co chodziło jej po głowie od bardzo dawna. Wiedziała, że albo wszystko tym spieprzy, albo nie, ale nie mogła się powstrzymać. Nie tym razem. — Co ty na to?
Nim zdążyła się zastanowić nad tym co robi, usiadła mu na kolanach i złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku. Oplotła rękami jego szyję, lekko poruszając biodrami, żeby zaznaczyć, że tym razem na tym się nie skończy. 
— Zabierz mnie na dół... — szepnęła, gdy odsunęła się od niego na sekundę.
Złapał ją za uda i podniósł się, bez najmniejszego wysiłku unosząc ją ze sobą i trzymając jej nogi za swoimi plecami. Pragnął jej. Czuła to. I cieszyła się, że nie musi się bardziej gimnastykować, żeby zaciągnąć go do łóżka. Nie wiedziała jakim cudem zniósł ją po schodach, ale nagle stała w swojej kajucie, a on zrywał z niej ubrania. Pomogła mu zdjąć z siebie spodnie, po czym przyciągnęła go do swojej twarzy, bo nie była w stanie wytrzymać bez jego pocałunku. Jego dotyk był zaborczy i zdecydowany. Trochę go zwodziła swoim zachowaniem. I tak się dziwiła, że tyle wytrzymał. Przyjrzał się jej kolejnemu tatuażowi. Koło pępka, na cieniutkiej łodyżce, znajdował się mak. Znowu wykonany stylem akwarelowym. Jego krawędzie się rozmywały, a kolor, mimo iż czerwony, nie był zbyt nasycony. Zdarł z niej koronkową bieliznę i przejechał palącym wzrokiem po całym jej ciele, wydając z siebie głośny jęk, gdy tylko potwierdził swoje podejrzenia, że dziewczyna ma kolczyk w sutku. Już ją chciał odwrócić tyłem do siebie, ale go powstrzymała.
— Chcę na ciebie patrzeć... — szepnęła, opadając na łóżko.
Patrzyła na jego ramiona, umięśnioną klatkę piersiową i myślała tylko o jednym: sile i władzy. Samo patrzenie na niego doprowadzało ją do obłędu. Szczególnie, gdy w końcu pozbył się ciemnych jeansów, które miał tego dnia na sobie. Leżała przed nim zupełnie obrażona, ale nie zawstydzona. Rzucała mu wygłodniałe spojrzenie. Złapał ją za uda i klęknął przed nią. Nie spuszczał wzroku z jej oczu, jak zwykle hipnotyzując ją i zamykając ich własnym świecie bez słów. Ich oddechy były ciężkie, serca biły w szaleńczym tempie. Nie nachylił się, cały czas był między jej nogami, biorąc to co mu dawała, poruszając się pewnie i energicznie. Jego pełne namiętności, silne ruchy, podniecały ją jeszcze bardziej, miała ochotę objąć jego muskularny tors i łapać się go jak koła ratunkowego. Przesunął dłoń z jej uda na brzuch, dociskając ją do materaca, gdy biodra wyrywały się do góry. Chciała zamknąć oczy, poddać się namiętności, ale nie potrafiła. Musiała na niego patrzeć. Na jego siłę i potęgę, którą właśnie manifestował. Ivy wydała z siebie przeciągły jęk, gdy jego ruchy stały się jeszcze mocniejsze i głębsze. Wygięła się w łuk, po raz pierwszy tracąc kontakt wzrokowy, zaciskając powieki w przypływie ogromnej przyjemności. Opadł na nią, otulając wargami nabrzmiałe piersi, domagające się pieszczot. 
— Patrz na mnie... — wysyczał, drażniąc wargami wrażliwą skórę. 
Spojrzała w dół tylko po to, żeby zobaczyć jego spojrzenie, wargi zaciśnięte na sutku i silne ciało, zderzające się z jej. Zarzuciła mu nogi na plecy, palcami przeczesując jedwabiste, ciemne włosy. Przesunął się do góry by pocałować jej szyję i znowu łącząc ich wargi w namiętnym pocałunku. Zamknął w swoich ustach jej krzyk. 
I nagle, zupełnie nie miała pojęcia jak to się stało, ale jej ciało zamarło, spomiędzy warg wydostał się głośny ryk, który zmieszał się z jękiem Nicholasa. Nagła eksplozja w jej ciele była czymś, czego nie spodziewała się tej nocy. W zasadzie, nigdy się jej nie spodziewała będąc z facetem. Osiągnęła po raz pierwszy w życiu sam szczyt. I nie miała pojęcia jak to się stało, że nagle się odblokowała.
— Jesteś piękna, Ivy... — wymruczał, całując linię jej szczęki.
Tego też jej nikt, nigdy nie powiedział.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz